2015.12.21// D. Jędrzejewska
Obserwując tegoroczną listę bestsellerów, można zauważyć jedną ciekawa tendencję. Otóż okazuje się, że w ofercie wydawnictw coraz częściej pojawiają się nowe książki nieżyjących już pisarzy. Ba! Zwykle sprzedają się one jak świeże bułeczki. Nic więc dziwnego, że wydawcy zamierzają iść za ciosem. W wydawniczych zapowiedziach na przyszły rok już pojawiły się kolejne nazwiska pisarzy, którzy już dawno od nas odeszli.
David Lagercrantz - autor nowego Millennium
Dowodem na „modę na zmarłych” jest choćby popularność Charlesa M. Schulza, czyli nieżyjącego już autora kultowych pasków komiksowych pt. „Fistaszki”, obecnie przedrukowywanych ze starych gazet i małych książeczek w postaci kolejnych książkowych tomów. Autor komiksu znalazł się w czołówce listy najlepiej zarabiających pisarzy. Zaledwie od 1 października 2014 roku do 1 października 2015 na jego „koncie” uzbierało się aż 40 milionów dolarów. Co ciekawe, jeszcze trzy lata temu jego dochody były wyraźnie mniejsze. Za granicą świetnie sprzedaje się również znany autor literatury dziecięcej, Dr Seuss, którego nowa, „wygrzebana” z archiwum książka okazała się prawdziwym hitem. To ona plus liczne wznowienia pozwoliła mu pośmiertnie zarobić 9,6 miliona dolarów – to 11 miejsce wśród najlepiej zarabiających pisarzy.
The Story of Kullervo - niedokończona powieść Tolkiena
Moda na „wygrzebywanie” starych rękopisów ekspresowo się rozprzestrzenia i co rusz słyszymy o kolejnej powieści znalezionej gdzieś w zbutwiałej szufladzie czy zapomnianym domu. Zaledwie w tym roku do sprzedaży trafiły publikacje takich twórców, jak: J.R.R. Tolkien (niedokończona powieść „The Story of Kullervo”), Terry Pratchett czy… Marek Hłasko, Rafał Wojaczek i Jarosław Iwaszkiewicz. Polski rynek wydawniczy wzbogacił się w ostatnich miesiącach również o cudownie odnalezione dzieło Jamesa Joyce’a („Hotel Finna”) i kontynuację „Folwarku zwierzęcego” autorstwa Nigela Bryanta. To zresztą kolejna tendencja, która osiąga coraz większe rozmiary – wydawanie kontynuacje znanych książek zmarłych pisarzy, napisane przez kogoś innego. Mimo że to praktyka stosowana na rynku wydawniczym już od dawna, dzisiaj odradza się z podwójną siłą. W ten sposób do księgarń trafiły nowe książki Roberta Ludluma czy Toma Clancy’ego. Niestety ich autorom do talentu, a przynajmniej wyrobionego rzemiosła swoich poprzedników, wciąż daleko. W sprzedaży pojawiła się również kontynuacja „Millennium” autorstwa Davida Lagercrantza. W planach wydawniczych jest też napisane kolejnej części serii o Herkulesie Poirot Agaty Christie aż pięciu niepublikowanych dotąd książek J.D. Salingera.
Tom Clancy - pisarz wyjątkowo aktywny... pośmiertnie
Skąd ta moda na zmarłych? Odpowiedź jest bardzo prosta. Z rynkiem wydawniczym jest podobnie jak z rynkiem filmowym – świetnie sprzedają się rzeczy dobrze znane. Stąd masa sequeli, remake’ów, filmów realizowanych w dobrze znanych światach czy wielkich powrotów. Wydawcy, tak jak filmowi producenci, szukają sprzedażowych„pewniaków”. Prócz świeżych książek od autorów znanych bestsellerów, które przecież nie mnożą się na zawołanie, będą to właśnie sensacyjne rękopisy z archiwum najsłynniejszych twórców. Niektórzy czytelnicy czy krytyka literacka krzywo spoglądają na tego typu praktyki, uznając je za niemoralne sięganie po zawartość portfeli odbiorców, jak i nieuczciwość wobec zmarłych pisarzy, którzy nie mogą już wyrazić sprzeciwu. Ich spadkobiercy, często chętni dodatkowych źródeł dochodu, chętnie wyprzedają wszystko, co się da, po słynnych przodkach. To zatem nam, czytelnikom, pozostaje zdecydować: co tak naprawdę jest dobre, a co powinno pozostać na swoim miejscu – czyli w zbutwiałej szufladzie.