2012.01.18// D. Jędrzejewska
Zdzisław Beksiński to jeden z najbardziej znanych, polskich malarzy naszych czasów i jednocześnie najbardziej lubianych – szczególnie wśród młodych ludzi. Jego obrazy i komputerowe grafiki skutecznie rozszerzyły zasięg zainteresowania sztuką, docierając nawet do największych laików w tej dziedzinie. Najpopularniejsze wizje Beksińskiego to te, w których przestawiał świat po zagładzie – mroczny, straszny, nagi. Pełno tu czaszek, szkieletów, kości, gnijących zwłok i przerażających poczwar. Na swoich demonicznych płótnach Beksiński potrafił łączyć te zmory w miłosnych uściskach czy przedstawiać je w kokieteryjnych pozach. Miał swój niepowtarzalny styl, który można rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Beksiński był człowiekiem skromnym, sympatycznych, uśmiechniętym. Nie bywał na salonach, w artystycznych kawiarniach, nie obnosił się z faktem, że jest artystą, nie chełpił, nie pozował. Daleko mu było do pyszałka albo ekscentryka, można by powiedzieć, że sprawiał wrażenie całkiem normalnego, przeciętnego człowieka. Zupełnie jednak nie był przeciętny. Skończył architekturę w Krakowie. Początkowo pracował w budownictwie, ale zawód ten porzucił dla sztuki. Malować zaczynał, związując się z krakowską awangardą. Tworzył w jej stylu, ale zupełnie się z nią nie integrował, żyjąc na uboczu, jak outsider.
Podobnie zresztą było przez całe jego życie. Unikał opuszczania swojej posiadłości, nie udzielał wywiadów, był przekonany, że 21 dzień każdego miesiąca jest nieszczęśliwy. Jednak gdy już go widywano, zawsze był życzliwy. Awangardę pozostawił dla własnego, unikalnego stylu. Zaczął rysować abstrakcyjnie, niemalże symbolicznie, choć z jego wypowiedzi wynikało, że nie czuł się symbolistą. Najważniejsza była dla niego forma i barwa – nie treść. Musiał zmagać się również z krytyką złośliwych, którzy zarzucali mu kiczowatość. „Tak naprawdę nie ma kiczu” – mawiał.
Oprócz malowania obrazów również rzeźbił i fotografował. Na zdjęciach ujmował ludzi w niekonwencjonalnych pozach – skulonych, przestraszonych, zdeformowanych w kadrze, ukazywanych fragmentarycznie. Podobno w ten sposób wyrażał swoje lęki. W późniejszej fazie swojej twórczości zaczął również eksperymentować z grafiką komputerową. Wprowadzał do komputera swoje obrazy i je przerabiał. Tworzył ciekawe połączenia, co otworzyło mu oczy jeszcze szerzej na sztukę – stopniowo zaczął odchodzić od trumiennej estetyki na rzecz witalnych i jasnych wizji. Niestety nie potrwało to długo.
Beksiński ciężko doświadczany przez los (jego syn popełnił samobójstwo, żona umarła po ciężkiej chorobie), w tragiczny sposób zakończył swoje życie. Zginął od osiemnastu ciosów noża w 21 dzień lutego 2005 roku – w dzień miesiąca, który zabobonnie od dawna uważał za nieszczęśliwy. Zabójcą okazał się 19-latek, którego rodzina pracowała dla artysty, pomagając mu w pracach domowych. Powodem okrutnego zabójstwa była odmowa skromnej pożyczki, jaką prosił go oprawca. Kilka dni później Beksiński skończyłby 76 lat.