2013.02.10// D. Jędrzejewska
Tydzień się kończy, weekend się kończy, na plecach czuć dreszcz podniecenia. Już za prę dni, za dni parę, rozpocznie się wielkie święto zakochanych, czyli niesławne i sławne jednocześnie Walentynki. Niezależnie od negatywnego nastawienia bojkotujących, w czwartek świat opanuje czerwonoserduszkowa mania, wyznania miłosne będą się mnożyć na potęgę, a ty, Drogi Mężczyzno, być może również będziesz musiał się zmierzyć z oczekiwaniami twojej partnerki. Romantyczna kolacja? Skromny prezencik? Parę ciepłych słów? Wino? W sumie to… czemu nie? Przecież to nawet przyjemne. Jeżeli zapraszasz ją do własnego mieszkania, oprócz posiłku i akcesoriów typu świeczki, spróbuj również zadbać o dobra playlistę.
Jessie Ware
Nie zamęcz tego wieczoru już dawno przemielonymi hitami. Postara się o oryginalność. Kto wie, czy piosenki Adele, Beyonce i Rihanny nie rozbudzą w niej skojarzeń z jakimś innym amantem, którego niedawno odprawiła. Zagwarantuj niepowtarzalny, a zarazem nienachalny nastrój. Sięgnij po Jessie Ware i jej płytę „Devotion”. Pomijając kilka piosenek, całość prezentuje się wyjątkowo nastrojowo, nie przekraczając tym samym dopuszczalnej granicy słodyczy. Oprócz przebojowego „Wildests Moments”, do repertuaru obowiązkowego zalicz utwór „Valentine” nagrany w duecie Ware & Sampha. Wpasuje się jak ulał.
Sade
Jessie Ware, tworząc swoje melodyjne kompozycje, inspirowała się wokalistkami wielkiego formatu, typu Sade. Z tych inspiracji możesz skorzystać również ty. Sade to mistrzyni klimatycznych melodii, które nie przeszkadzają w rozmowie i romantycznych zalotach, stanowiąc tym samym idealne tło do spotkania przy zaciemnionym świetle. Kawałki typu „By Your Side”czy „Soldier of Love” to istota sypialnianej konwencji, a przecież byłbyś zadowolony, gdyby ten wieczór skończył się właśnie w sypialni.
The Cure
The Cure to kapela średnio miłosna i wzruszajaca. “Odpały” jego twórcy I frontmana często wykraczały daleko poza romantyczne konwencje, raczej niszcząc nastrój sielanki, niż go pobudzając. Jest jednak kilka kawałków The Cure, które mógłbyś wykorzystać w swojej „love playliście”, a które prawdopodobnie nie będą jej znane i osłuchane. Wspomnijmy chociażby „Catch”, „Lovesong” czy szybsze i pogodne „Close to Me”. Rzewny głos Roberta Smitha powinien zadziałać odpowiednio na wrażliwość niemalże każdej dziewczyny.
Aerosmith
Nie zapominaj o klasykach! Mimo że powinieneś unikać hitów obecnie ogranych, hity, które niegdyś przyspieszały bicie serca, mogą się sprawdzić choćby z tego względu, że lubimy najbardziej te piosenki, które znamy i te są najmilsze naszym sercom. Kopalnią miłosnych piosenek z jajem i pazurem jest twórczość zespołu Aerosmith. Przypomnij sobie „Crazy”, „Cryin’” czy „I Don’t Wanna Miss a Thing”. To musi zadziałać!
Sting
Na koniec powróć do najbardziej ujmującego kobiece serca wokalisty w historii. Sting jest dobry na każdą okazję. Melodyjny, emocjonalny (ale nie za bardzo!), delikatny, a jednak prawdziwie męski.
Gdy włączysz „Shape of My Heart” czy „Every Breath You Take” nie zapomnij popatrzeć jej głęboko w oczy I chwycić za rękę (ale nie za kolano!). Powodzenia!