2013.04.17// D. Jędrzejewska
Tom Cruise jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów w Hollywood. W filmach gra od wielu lat, a historia jego kariery jest imponująca. Zaczynał jako młody chłopak i robił wrażenie. Już wtedy trafiał do wielkich produkcji u wielkich reżyserów. Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Cruise ciągle jest aktywny, a nawet, można by stwierdzić, aktywniejszy niż kiedyś. Do tego jest jednym z najlepiej opłacanych amerykańskich aktorów. Mimo to w przeróżnych rankingach, zestawieniach i listach nielubianych celebrytów wciąż pojawia się w czołówce. Nie pałamy sympatią do Toma Cruise’a. Dlaczego?
Ma wszystko, co mogłoby imponować. Dobrą filmografię, przychylność krytyków, wygląd (choć bez imponującego wzrostu, Tom mierzy zaledwie 170 cm). Jego hollywoodzki uśmiech jest jednym z najbardziej zapadających w pamięć. Sylwetka, jak na 50-latka wciąż stanowi wzór dla innych mężczyzn. Tymczasem całościowo nie budzi zaufania. Będąc młodym chłopakiem, lepiej mu to wychodziło. Fanki szalały na widok Toma Cruise’a – tego niepokornego pilota z „Top Guna” czy kierowcy z „Szybki jak błyskawica”.
Dzisiaj szeroki i hiperbiały uśmiech wydaje się sztuczny, naciągany, nieszczery. Publika wyczuwa coś na kształt fałszu, a sam Tom nie wygląda na fajnego przyjaciela, z którym można by wypić parę browarów.
Na pewno w budowaniu pozytywnego wizerunku przeszkadza Tomowi jego zaangażowanie w działalność scjentologów. Gwiazdor oszalał na tym punkcie, stając się jednocześnie najsłynniejszym przedstawicielem organizacji, która przecież w wielu kręgach nazywana jest sektą. Sami scjentolodzy gorliwie zaprzeczają tejże definicji, twierdząc, że ich praktyki to konsekwentne dążenie do samorozwoju, a nie niebezpieczna pseudoreligia. Mimo to o zachowaniu scjentologów i ich wierzeniach krążą całe legendy, niekoniecznie pochlebne, co przyczynia się do tego, że ci również nie mogą się cieszyć dobrym PR-em. Niedawno Tom Cruise rozstał się ze swoją żoną, znacznie młodszą Katie Holmes – mówiło się, że to właśnie wiara aktora stanęła na drodze do ich szczęścia. Ponoć Cruise wymagał od Katie realizowania „chorych” praktyk, ta natomiast nie była szczęśliwa (po sieci krążyły jej zdjęcia – wychudzonej, zmęczonej, zniszczonej). Jak między nimi było naprawdę? Tego nikt nie wie, ale pogłoski mocno podniszczyły wizerunek aktora.
Lepszą sławą cieszył się już u boku swojej wcześniejszej żony, z którą parę tworzył całe długie lata – Nicole Kidman. Tą jednak zostawił dla kochanki – przeciągającej jak magnez Penelope Cruz. Gorąca aktorka nie miała jednak zamiaru wchodzić z Tomem w poważniejsze relacje i po jakimś czasie dała mu kosza. Tom został sam – ładny, ale zdziwaczały. Dzisiaj wciąż aktywny aktorsko zachowuje się jakby chciał zaskarbić sobie nieco sympatii. Rzadko już grywa w przejmujących dramatach, w których mieliśmy okazję oglądać go wcześniej („Vanilia Sky”, „Magnolia”, „Jerry Maguire”, „Urodzony czwartego lipca”, „Za horyzontem” itd.).
Jego wyboru są mocno populistyczne – bombastyczne kino science-fiction, cała masa efektów, produkcje naszpikowane akcją. Wystarczy wymienić: „Jack Reacher: Jednym strzałem”, kolejny „Mission Impossible”, ostatnio „Niepamięć”, w krótce „All You Need Is Kill” i „Yukikaze”. Co prawda, wcześniej Tom również miał słabość do takiego kina („Raport mniejszości”, „Zakładnik”), był jednak bardziej różnorodny.
Tymczasem pod trailerami do „Niepamięci” na forach dyskusyjnych czy Facebooku roi się od niezadowolonych komentarzy: „fajnie to wygląda, gdyby nie ten Cruise”.
Czy sobie na to zasłużył? Przecież od zawsze grał dobrze. Wspomnijmy jego pierwsze filmy: „Ryzykowny interes”, „Kolor pieniędzy” (rewelacyjny występ u boku Paula Newmana) czy „Legenda” (niedocenione fantasy Ridleya Scotta). Może warto spojrzeć na niego bardziej łaskawym wzrokiem?