2013.02.07// D. Jędrzejewska
The Killers to zespół, który kontynuuje chwalebną tradycję rocka alternatywnego w dobrym stylu. W tej dość oryginalnej muzyce, jak na współczesne standardy, doszukamy się takich inspiracji, jak: The Cure i twórczość Roberta Smitha czy David Bowie. Choć nie tylko. Stylistyka ta wykracza dalej, łącząc to, co rockowe z popowym brzmieniem współczesnym, mocno zahaczając także o elektroniczne rytmy lat 80 i 90. W utworach Killersów pobrzmiewa na przykład stylistyka Pet Shop Boys, a to dzięki wierności syntezatorom i barwnym, charakterystycznym akordom. Całość tworzy własny, w sekundę rozpoznawalny styl, który sprawdza się już od wielu lat.
Killersi zadebiutowali w 2002 roku, ale do polski dotarli nieco później. Kiedy w 2005 roku w Chorzowie wystąpili jako suport przed U2, wielu z widzów usłyszała ich dopiero pierwszy raz i… dała się oczarować. Zespół lubi do nas wracać, a szczególną sympatią obdarzył Coke Live Music Festival w Krakowie. The Killers osiągnęli światowy rozgłos w 2004 roku, nagrywając płytę "Hot Fuss".
Krążek ogromnie spodobał się krytyce i słuchaczom, dzięki czemu sprzedał się w ponad 7 milionach egzemplarzy. Sam zespół zdobył aż cztery nagrody NME i siedem nominacji do Grammy. Utwór "Mr Brightside" został najlepszą piosenką dekady, a brytyjski Amazon ogłosił The Killers trzecim pod względem sprzedaży zespołem dekady. Wyprzedzili go tylko Beatlesi oraz Take That.
Zespół zawdzięcza swój sukces przede wszystkim muzyce. Skandale, prowokacje, krwiste historie, tego typu elementy show-biznesu zupełnie do nich nie pasują. Wokalista, Brandon Flowers, jest tu zdecydowanie najbardziej barwną postacią. O całej reszcie nikt nie wie prawie nic. Ta cała barwność frontmena wcale nie jest jednak wyrażona ekscesami, alkoholem, narkotykami i miłosnymi podbojami. To wyjątkowo spokojny i powściągliwy człowiek. Nie próbuje w tani sposób pozyskiwać widzów, a i rockandrollowe wybryki zupełnie go nie pociągają. To twój wybór. To jaki jesteś. – mówi – Nie istnieje żaden przymus dla wokalisty zespołu rockowego, by żył w taki, czy inny sposób.
Flowers jest mormonem. Modlitwa jest bardzo ważną częścią jego życia. Nie pali, nie ma tatuaży, swojej żonie jest wierny już od siedmiu lat. Ba! On nawet nie przeklina! Nie doświadczył młodzieńczego buntu, nie ubierał się na czarno, nie zwiewał ze szkoły. Czy w takim razie można go nazwać nudnym człowiekiem? Nie z muzyką, która gra mu duszy.
Na scenie potrafi wyglądać piorunująco z tymi jego strojami, wyposażonymi w cekiny i piórka – całość wizerunku włącznie z muzyką przenosi nas pamięcią w lata 80. Często jednak występuje w koszuli albo w ramonesce. Jest też Flowers trudnym rozmówcą. Ci, którzy przeprowadzają z nim wywiady, muszą się nieźle napocić, by cokolwiek z niego wyciągnąć. Przeważnie odpowiada monosylabami, nie uśmiecha się. Cóż, można to wybaczyć człowiekowi, który tak naprawdę żyje muzyką.