2013.01.24// D. Jędrzejewska
Wczorajszy dzień przyniósł dobrą wiadomość dla polskiej kinematografii. Otóż wyprodukowany przez studio Munka przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich „Gwizdek” wygrał konkurs filmów krótkometrażowych na słynnym amerykańskim festiwalu filmowym Sundance. Twórca dokumentu, Grzegorz Zariczny, pokonał w rywalizacji ogromną konkurencję. Już o samą możliwość udziału w tegorocznym konkursie krótkometrażówek ubiegało się ponad osiem tysięcy filmów z całego świata. Do ostatecznej rozgrywki przeszło zaledwie 65 z nich. „Gwizdek” laury zbierał jeszcze przed festiwalem w Sundance. Zdobywał nagrody na arenie krajowej, między innymi na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych oraz na festiwalu filmowym „T-Mobile Nowe Horyzonty”.
"Gwizdek"
Film Zaricznego opowiada o młodym chłopaku pochodzącym z małej miejscowości nieopodal Krakowa, który na co dzień pracuje fizycznie, zaś podczas weekendów jest sędzią meczów piłkarskiej klasy b. Całość zrealizowana jest prostymi środkami – bohater próbuje tu pchnąć swoje życie do przodu, jak na razie jego rytm wyznaczają mu owe gwizdki na meczach. Dzięki subtelnemu ujęciu całkiem normalnej egzystencji 30-latka przekaz nabiera uniwersalnego, zrozumiałego i pełnego autentyzmu wymiaru. To wielki sukces Zaricznego, który zresztą sam kiedyś był sędzią piłkarskim. Dla zainteresowanych dobra wiadomość: „Gwizdek” zadebiutuje w telewizji. Zostanie wyemitowany przez Canal + Sport dzisiaj (tj. 24 stycznia) o 22.15.
Robert Redford na Sundance
Sundance Film Festival to wielkie coroczne wydarzenie w świecie filmu nie tylko niezależnego. W swojej ponad trzydziestoletniej karierze impreza ta zyskała spore uznanie – zarówno krytycy, jak i „szarzy” odbiorcy zgadzają się i ufają festiwalowym wyborom. Współcześnie to ona dyktuje trendy w kinie, pokazuje, co jest dobre, na co warto zwrócić uwagę, czemu się przyjrzeć. Dzięki temu dzisiaj oczy całego świata skierowane są właśnie na Sundance.
Ma to również swoje minusy, na których temat wypowiedział się niedawno współorganizator imprezy – Robert Redford. Aktora, filmowca i reżysera w jednym drażni fakt, że na Sundance pojawia się coraz więcej hollywoodzkich gwiazd zaledwie po to, by się wylansować. Wygląda na to, że dzisiaj bycie „niezależnym”, niszowym, zaczyna być „trendy”.
Jennifer Lawrence
Darren Aronofsky
Quentin Tarantino
Moda na kino niezależne ma jednak swoje plusy. Przeciętny kinoman zaczyna dostrzegać filmy skierowane przede wszystkim do odbiorcy myślącego, nastawione na intelektualny i wartościowy przekaz. Sundance od lat udowadnia, że taka odsłona kina nie musi być wcale nudna, wręcz przeciwnie – w grze na emocjach widza, w dostarczaniu mu wzruszeń i poruszeń zwycięża ona ze spektakularnymi hollywoodzkimi produkcjami. Z festiwalem w Sundance wiążą się kariery wielkich twórców. Można by tu wymienić chociażby Quentina Tarantino, braci Coen, Michaela Moore’a, Darrena Aronofsky’ego, Roberta Rodrigueza, Stevena Soderbergha, Jima Jarmusha i wielu, wielu innych. Impreza ta wylansowała również takich aktorów, jak: Maggie Gyllenhaal, Jennifer Lawrence czy Paul Giamatti.
Don Jon's Addiction
Jobs
Stoker
Festiwal w Sundance zakończy się 27 stycznia. Jak zwykle dostarczy widzom całą masę autentycznych, świetnych fabuł.
Wśród tytułów, jakie debiutują w tym roku, znalazły się na przykład: biografia Steve'a Jobsa zatytułowana "jOBS” z Ashtonem Kutcherem, reżyserski debiut znanego z filmu "Looper" Josepha Gordon-Levitta - "Don Jon's Addiction” (w obsadzie pojawiła się Scarlett Johansson) czy "Stoker", anglojęzyczny debiut reżysera "Oldboya" - Park Chan-wooka, z Nicole Kidman w jednej z głównych ról. Ale to tylko kropla w całym oceanie wartych uwagi, świetnych filmów.