2012.03.25// D. Jędrzejewska
Ojcem jednego z mroczniejszych superbohaterów w konwencji komiksów „zeszytowych”, czyli Spawna, był nikt inny jak Todd McFarlane. Wcześniej znany nam z pracy nad takimi kultowymi seriami, jak „Spider-man”, „The Incredible Hulk” czy „X-men”, na pomysł postaci z piekła rodem wpadł, pracując właśnie nad historią o Człowieku Pająku. Pomysł był trafiony – mroczny, intrygujący, ciężki. Komiks doczekał się 24 zeszytów, serialu i (niestety kiepskiego) filmu.
Głównym bohaterem jest pułkownik Al. Simmons, chłop jak dąb, bohaterski i szlachetny członek służb specjalnych, który przed śmiercią ocalił samego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Niestety Al został zamordowany, oczywiście sprawa jego zabójstwa jest zagmatwana i tajemnicza. Na śmierci jednak nie kończy się historia naszego bohatera, ale dopiero zaczyna. Simmons, człowiek o romantycznym sercu, zawiera pakt z wysłannikiem piekieł (demonem Malebolgią) – w zamian za powrót na ziemię i możliwość spotkania się z ukochaną (i piękną) żoną Wandą, godzi się, by służyć już na zawsze siłom piekła.
Simmons wraca więc do „żywych”. Sytuacja, w której się znajdzie, nie wprawi go jednak w radosny nastrój. Po pierwsze: bohater ląduje na Ziemi pięć lat po swojej śmierci. Po drugie: mimo że jest wyposażony w nadprzyrodzone mocne – nie ma twarzy, jest ohydną kreaturą. Po trzecie: ma luki w pamięci i nie potrafi do tzw. „kupy” złożyć wydarzeń zapamiętanych ze swojej przeszłości (choć wie, kim jest Wanda i jak bardzo ją kocha). A po czwarte? Ta część „diabelskiego żartu” jest chyba dla Simmonsa najgorsza. Kiedy przerażający z facjaty Spawn przybywa pod dom ukochanej, okazuje się, że ta już jakiś czas temu odbyła swoją żałobę po mężu. Teraz wiedzie szczęśliwe życie z innym mężczyzną, Terrym Fitzgeraldem, który nie tylko jest całkiem przystojny, ale dał jej upragnione dziecko.
Pomysł na Spawna był trafiony. Mroczni bohaterowie już od jakiegoś czasu zaczęli być na topie. Postać człowieka, który zawarł pakt z diabłem, wpasowała się więc w gusta odbiorców mniej grzecznych komiksów. Otrzymaliśmy nie tylko mroczny klimat, ale też intrygę, różnorodnych złoczyńców, a do tego piękne, staranne rysunki. „Spawn” to kawał dobrej roboty pod względem graficznym – duże kadry, zamiłowanie do szczegółu, umiejętność budowania klimatu wyróżniła go spośród innych „zeszytowców”.
Szkoda jedynie, że ekranizacja „Spawna” z 1997 zupełnie nie uniosła potencjału, który tkwił w tej opowieści. Mark A.Z. Dippe, reżyser znany również z serii filmów o kocie Garfieldzie, z demonicznych bohaterów komiksu uczynił plastikowe kukły. Aktorstwo w filmie pozostawiało wiele do życzenia, podobnie jak dialogi i konstrukcja fabularna. Zamiast „ciężkiego” kina zrobiła się nam komedia. A Spawn, mimo różnego poziomu jego komiksowych opowieści, do komedii zupełnie przecież się nie nadaje. Mimo wszystko.