2012.03.24// D. Jędrzejewska
Czy są wśród nas fani muzyki Amy Winehouse? Duffy? Czy Lauryn Hill? Twórczość młodziutkiej belgijskiej piosenkarki, Selah Sue, jest dla tych słuchaczy, którzy mają słabość do muzyki soul, funk z domieszką rocka lub reggae, oczywiście w melodyjnym, kobiecym wydaniu. Pisząc o tej błękitnookiej wokalistce, trudno uniknąć porównań z wcześniej wymienionymi gwiazdami muzyki. Postawiona obok najlepszych, Selah zupełnie nie traci. Ma swój własny styl, jest wybitnie wrażliwa, a wrażliwość tą słychać w każdym, wyśpiewanym przez nią dźwięku.
Sue po gitarę wcale nie sięgnęła bardzo wcześnie, bo w wieku lat piętnastu. Wtedy też zaczęła pisać własne piosenki i szybko zauważyła, że swoim głosem może naśladować ulubione piosenkarki np. Erykę Badu. Śpiew okazał się idealnym środkiem wyrazu, by uzewnętrzniać emocje.
A młodziutka wokalistka od zawsze była ich pełna – od samego początku ze skłonnościami do depresji, z dużymi wahaniami nastrojów. Do psychiatrów i psychologów chodziła już w wieku lat czternastu. Nic dziwnego, że rozpoczęła studia na kierunku psychologii na uniwersytecie w Louvain.
To naturalne też, że jej teksty aż kipią od emocji. Selah śpiewa o związkach, miłości, życiu i związanych z nim, tylko pozornie zwyczajnych doświadczeniach, bólu i złości. Dużo tu odnajdziemy melancholii, choć wokalistka potrafi też muzycznie eksplodować – ta dziewczyna potrafi rapować przekonująco i z ogromną energią. Na koncertach zawsze występuje z gitarą. Ponoć bez tego atrybutu czuje się nieswojo, instrument służy jej za coś w rodzaju tarczy, za którą może się schować. „Nie wiem, co zrobić wtedy z rękami” – mówi.
Jej debiutancki album już dwukrotnie pokrył się platyną. Na rynku pojawił się wiosną zeszłego roku. Zanim jednak Selah podbiła rynek, podbiła na przykład serce Prince’a. To ten wielki muzyczny guru zaproponował jej supportowanie w 2010 roku na koncercie w Antwerpii. Wokalistka oczywiście przystała na tę propozycję, mimo że ówcześnie skończyła dopiero dwadzieścia lat. Do ogromnego sukcesu podchodzi jednak z dystansem.
Nie kalkuluje nagrań i swoich działań na zyski. Nagrywa, to co lubi, nie bacząc na to, czy osiągnie w ten sposób komercyjny sukces. W wywiadach stwierdza, że nawet nie ma pojęcia jaka ilość sprzedanych płyt to „dużo”. Po nagraniu swojej nic nie oczekiwała. No może jedynie tyle, by móc związać całą swoją przyszłość z muzyką. Dzisiaj już nie musi się to to martwić.
Selah Sue w marcu zagrała trzy koncerty w Polsce – w Warszawie, we Wrocławiu i w Szczecinie. Publiczność była zachwycona, a jej występy zostały okrzyknięte jednymi z lepszych tego roku. Miejmy nadzieję, że ta mała wokalistka z wielkim potencjałem jeszcze nas odwiedzi, a w przeciągu następnych lat zasypie ogromem płynących z ducha kompozycji.