2015.03.25// D. Jędrzejewska
Polska muzyka rozrywkowa to świetna materia do narzekania, pastwienia się i dołujących analiz. Tu, w mainstreamie, w radiu, w powszechnej świadomości, nie ma choćby dobrego rocka, którym na przykład pochwalić się mogą Brytyjczycy. Nawet nasz pop wypada blado na tle wielkich, międzynarodowych hitów. Dlaczego? To trudne pytanie, wydaje się jednak, że z tego bagna nie ma już ucieczki.
O tym, co robi polski show-biznes z niezależnym myśleniem, nutą „pod prąd” i rockową duszą pokazuje choćby historia Eweliny Lisowskiej. Nie każdy wie, że sympatyczna wokalistka, zanim stała się rozpoznawalną gwiazdą popu, na chwilę zakorzeniła się w zupełnie innych muzycznych rejonach.
Mowa tu o post-hardcorowym zespole Nurth, którego była wokalistką. Jedynym zarejestrowanym materiałem kapeli jest EP-ka zatytułowana „Stay Away From Me”.
Na pierwszy plan wysuwa się tu nie tylko silny wokal Lisowskiej, ale też jej „fachowy” growl, który mógłby przestraszyć każdą niewinną nastolatkę słuchającą „dzisiejszej” Lisowskiej. Nurth zdobył szeroką sympatię w swoim środowisku, cieszył się też dobrymi recenzjami, ale wraz z solową karierą Lisowskiej chyba pogrzebał nadzieję na pomyślny rozwój.
Po udziale w programie „X-factor” Lisowska powoli zaczęła odpuszczać swoje muzyczne idee, by przestroić się na muzykę łagodną, wpadającą w ucho, ale niestety… bez polotu. Gwoździem do trumny jej drapieżnego wizerunku okazała się piosenka „W stronę słońca”, która poprzez zastosowanie w jednej z bardziej nachalnych, telewizyjnych reklam, sprowokowała falę hejtu na młodą wokalistkę. Lisowska ma dopiero 23-lata. Czy istnieje zatem nadzieja, że jeszcze pokaże polskiemu show-biznesowi co to znaczy mocne granie? Ramoneska na ramionach, tatuaże i czerwona szminka nie wystarczą.
Przy swoim rockowym wizerunku zdaje się obstawać również Doda. Wokalistka swego czasu starała się poprawiać zapowiadających ją konfesjonałów czy jury przyznające jej nagrody, że jej twórczość wcale nie jest popem, a rockiem. Owszem, trudno nie dosłyszeć gitar wybrzmiewających w jej hitach. Błahe treści i proste melodie to jednak pop w czystej postaci. W swojej solowej karierze nie udało się Dodzie nigdy doścignąć szczerości i ładunku emocjonalnego, jaki pamiętaliśmy z czasów Virgin i takich hitów, jak „Mam tylko ciebie”. Najbardziej jednak do Dody przylgnęły dość „weselne” i prostolinijne „Szansa”, „Dżaga”, „Znak pokoju” czy „Dwie bajki”.
Nie zmieniły tego nawet ambicje „7 pokus głównych”, chyba najmniej popularnej płyty w jej karierze, choć reklamowanej jako najodważniejszą w całym dorobku i opartą na słusznych wzorach. Piosenkom, które się na niej znalazły, brakło jednak polotu, wyczucia i szczerości.
Z pop-rockowych rubieży w obszary czysto popowej i infantylnej papki zawędrowała również Anna Wyszkoni. Pamiętacie jak Ania zaczynała? Zespół Łzy, w którym śpiewała, prócz wielkiego przeboju „Agnieszka”, mógł pochwalić się całkiem barwnym, w miarę drapieżnym i charakterystycznym repertuarem, gdzie nawet piosenka pod prostym tytułem „Niebieskie sukienka” brzmiała o wiele bardziej dziko i pomysłowo niż to, co Ania nagrywa dzisiaj. Utwory typu „Prywatna Madonna”, „Wiem, że jesteś tam” oraz „Czy ten pan, czy pani” wydają się żywcem wyciągnięte z regału pod tytułem „nieskomplikowana muzyka na imprezy dla wąsatych panów po 50-stce i ich żon”.
Fanom rockowej muzyki lat 90-tych smutno zrobi się również, śledząc „ewolucję” zespołu Varius Manx, który od indywidualnych i szczerych piosenek śpiewanych przez Anitę Lipnicką, poprzez przejmujące hity Kasi Stankiewicz, zamienił się w mało wyrazistą, popową papkę w wykonaniu ekspresowo zmieniających się wokalistek.
Trudno doszukać się w polskiej, radiowej muzyce dobrego, mocnego, rockowego uderzenia. Takie wokalistki, jak Patrycja Markowska czy jej młodsza koleżanka Ewa Farna, nie są w stanie zapełnić tej próżni. Z płyty na płytę, z piosenki na piosenkę, robi się coraz bardziej plebejsko lub… przezroczyście. Dzisiejsze hity nie są już hitami. Bo czy za dziesięć lat ktokolwiek będzie potrafił przywołać je w pamięci?