2014.03.05// D. Jędrzejewska
W poniedziałek cały internet obiegły zdjęcia Pharella Williamsa w krótkich spodenkach. Artysta nie do końca zastosował się do modowej etykiety, zakładając je na galę rozdania Oscarów. Trzeba jednak przyznać, że mu wolno – wszak to on jest popowym bohaterem ostatnich miesięcy. Mimo że wygląda niepozornie i gdyby nie dziwaczne elementy stroju, jak na przykład kapelusz, który założył na rozdanie nagród Grammy 2014 czy wspomniane szorty, łatwo byłoby przegapić jego obecność – to właśnie on w pełni zasłużył sobie na naszą uwagę. Wszak nagrał dwa największe hity zeszłego roku („Get Lucky” z grupą Daft Punk oraz „Blurred Lines” z Robinem Thicke), by potem wypuścić swoje 24-godzinne „Happy” bijące rekordy popularności. Kim jest człowiek, który potrafi tak mieszać w branży muzycznej?
Przepis na świetny przebój według Pharella Williamsa nie jest skomplikowany. Artysta mówi, że najważniejsza w nagrywaniu popularnych piosenek jest muzyka, przy której można się poczuć zrelaksowanym. Jako że świat przytłacza nas trudnym emocjonalnie przekazem, jak wody potrzebujemy pozytywnych emocji. Prostych i angażujących.
Ta niewyszukana, ale genialna w swojej prostocie recepta pozwoliła mu nagrać takie hity, jak: I’m A Slave 4 U” Britney Spears, „Rock Your Body” Justina Timberlake’a, „Hollaback Girl” Gwen Stefani czy „Give It 2 Me” Madonny.
Muzyczna radość to jednak niejedyna cecha materiału proponowanego nam przez Pharella, która jest w stanie tak mocno przykuć naszą uwagę i zachęcić do zabawy. To człowiek o wyjątkowym muzycznym wyczuciu, śpiewający z imponującą lekkością i niezwykle utalentowany. Najlepiej odnajduje się w stylistyce funku, ale w jego nagraniach jest też coś ponadczasowego. Muzyka, którą tworzy, tak jak w przypadku „Get Lucky”, przenosi nas swoistym wehikułem czasu we wnętrza oldschoolowych dyskotek, gdzie być może zatańczyłby nawet w rytm gorączki sobotniej nocy bardzo szczupły i młody John Travolta wraz z zespołem Bee Gees.
Artyści, z którymi współpracuje Williams, nie szczędzą mu pochwał. Rozgadują się o jego wszechstronnym talencie i genialnych pomysłach. Diabeł tkwi w szczegółach – on to wie, wzbogacając wymyśloną przez siebie piosenkę Robina Thicke o rytmiczne „hey, hey, hey”, dopieszczając też najnowszy album Miley Cyrus, tak by ten nabrał pazura (podobno to również on przekonał ją do tego, by ścięła włosy). Nie każdy wie, że Pharell Williams swoją muzyczną intuicję udowadnia już od lat dziewięćdziesiątych.
Nagrał cztery płyty z zespołem „N.E.R.D.”, a jego gościnne występy wręcz trudno zliczyć. Dziękować mu dzisiaj może Justin Timberlake czy Timbaland, a mówiąc więcej – cały gatunek r’n’b powinien mu być wdzięczny za dynamiczny rozwój w mainstreamie.
Co ciekawe, nie tylko muzyka się dla niego liczy. Williams to bardzo aktywna postać show-biznesu działająca z powodzeniem w imponująco wielu dziedzinach. W obrębie jego zainteresowań jest choćby moda – artysta nie tylko zaskakuje swoimi stylizacjami wyłącznie od najlepszych projektantów, ale i sam nie raz brał się za projektowanie. Jego linia odzieżowa nosi nazwę Billionaire Boys Club, a linia obuwia sportowego Ice Cream. Współprowadzi również firmę Bionic Yarn, która przerabia plastikowe butelki na materiały do wyrobu odzieży czy torebek. Projektował już dla takich marek, jak: Gap, Burton, Timberland, Topshop i Moncler, poza tym stworzył biżuterię dla Louisa Vuittona, krzesła dla Galerie Emmanuel Perrotin i dom ze słynną architektką, Zahą Hadid. Sam jest kolekcjonerem, aktywnie interesuje się sztuką i designem.
Lista jego zajęć i pomysłów ciągnie się jednak w nieskończoność. Williams ma również własny internetowy talk-show, stworzył platformę UJAM pomagającą amatorom tworzyć muzykę, otworzył swój świetnie prosperujący kanał na YouTube, współprowadzi również firmę Collaborative, która wspiera całą masę ważnych, ciekawych internetowych serwisów.
Jak widać to człowiek orkiestra, który choć nie ma życia prywatnego (sam o tym mówi w wywiadach), czuje się spełniony, nadal chcąc osiągać jeszcze więcej. Jego działalność jest uosobieniem tego, co najlepsze w popkulturze – swobodnego łączenia różnych jej elementów i składania ich w jedną, rytmiczną, fajną, interesującą całość. Właśnie na sklepowych półkach pojawiła się owa płyta Williamsa pt. „Girl”. Jak widać, tego nie można przegapić.