2013.09.24// D. Jędrzejewska
Nick Carter był niegdyś jednym z najsłynniejszych gwiazdorów muzyki pop. Dzięki gigantycznej popularności zespołu, w którym śpiewał, czyli boysbandu Backstreet Boys, miał nieograniczone możliwości - mógł zrobić wielką karierę, tymczasem szybko stoczył się w dół. Co było tego przyczyną? Jak to zwykle bywa wśród młodych gwiazd show-biznesu, na dalsze losy Cartera wpłynął imprezowy tryb życia i używki. Dzisiaj wokalista postanowił się zwierzyć z ówczesnych problemów. Swoją historię opublikował w formie autobiografii. Książka pt. "Facing the Music and Living to Talk About It" zadebiutuje w Ameryce już w przyszłym tygodniu.
Czego dowiedzą się z niej fani 33-letniego, niegdysiejszego ulubieńca nastoletnich dziewcząt? Carter jedzie po bandzie i częścią winy za swoje porażki obarcza słynną celebrytkę, Paris Hilton. To ponoć związek z nią miał znaczący wpływ na uzależnienie Cartera. Chłopak spotykał się z Paris w latach 2003-2004, a ten czas to w jego życiorysie najbardziej imprezowy okres, w którym wokalista nie miał umiaru w zażywaniu ecstasy, kokainy i wódki.
"(Paris) Karmiła wszystkie moje najgorsze impulsy podczas imprez" - mówi piosenkarz. Ten sposób na życie okazał się dramatyczny w skutkach. Do dziś Carter zmaga się z ciężkimi stanami depresyjnymi.