2014.09.04// D. Jędrzejewska
„Strażnicy Galaktyki” prócz rewolucji w obrębie gatunku komiksowych adaptacji podarowali kinu coś jeszcze – nowego aktora filmów akcji. Chris Pratt przeszedł na potrzebę filmu niesamowitą przemianę – z pociesznego grubasa stał się mięśniakiem nie od parady, co prawda z komediowym zacięciem, ale jednak przekonującego. Warto zauważyć, że transfer aktorów z jednego gatunku filmowego do całkiem innego nie zawsze przebiega gładko. Przykładem na to są choćby przenosiny rasowych aktorów dramatycznych do kina akcji. Często kończy się to wręcz groteskowym efektem. Spójrzcie sami.
Nicolas Cage
Najlepszym przykładem nieudanych przenosin aktora z ambicjami do kina akcji jest to, co stało się z Nicolasem Cagem. Młodzi widzowie mogą już nie pamiętać, że Ghost Rider niegdyś był kim zupełnie innym. Ba! Mogą się nawet zaskoczyć, gdy na liście jego osiągnięć dojrzą Oscara za świetną i wymagającą rolę scenarzysty-alkoholika w „Zostawić Las Vegas”. Zanim Cage zaczął masowo występować w filmach akcji wątpliwej klasy, próbował swoich sił w kinie zmuszającym aktorów do objawienia swojego talentu.
Zagrał między innymi w przejmującym „Ptaśku”, ciekawych „Peggy Sue” wyszła za mąż”, „Family Man” i „Moonstruck”, pojawił się u Lyncha w „Dzikości serca”, wystąpił w jednym z najromantyczniejszych filmów w historii („Miasto Aniołów”), a nawet w komediach („Dwa miliony dolarów napiwku” czy „Miesiąc miodowy w Las Vegas”). A potem coś się stało. Od niezłych filmów akcji, Cage przeszedł do średnich filmów akcji, aż wreszcie ich beznadziejnych odpowiedników. A przy okazji zapomniał, jak grać.
Liam Neeson
Kto z was pamięta, że specjalizacją Liama Neesona również nie były kiedyś filmy akcji? We wczesnej filmografii podstarzałego mięśniaka znajduje się sporo imponujących tytułów, na czele z „Misją”, „Listą Schindlera”, „Mężami i żonami” czy „Nędznikami”. Nawet w późniejszej fazie kariery udawało się Neesonowi grywać postacie bardziej skomplikowane i wymagające różnorodnej mimiki twarzy, niż w hitach typu „Uprowadzona”.
Warto tu wymienić „Kinseya” czy „To właśnie miłość”. A jednak aktor w ostatnich latach postawił przede wszystkim na akcyjniaki. I choć „Uprowadzona” podbiła gusta kinomanów na całym świecie, tak jej kontynuacje i inne filmy, w których Neeson został zmuszony do biegania z bronią, nie zdołały powtórzyć jej sukcesu. Sam Neeson w roli bohatera, którego nie imają się kule, nie wypada przekonująco, jakby nie na swoim miejscu – nie wzbudza ani strachu, ani szacunku.
Zoe Saldana
Zoe Saldana to aktorka, która wyjątkowo dobrze odnalazła się w nowoczesnym filmie science-fiction. Wśród jej sztandarowych tytułów wypada wymienić przecież „Star Treka”, „Avatara”, a ostatnio „Strażników Galaktyki”. Czy jednak nie towarzyszy wam nieodparte wrażenie, że ta drobna kobieta gra znacznie mocniejszą i twardszą, niż na taką wygląda?
Wrażenie to nasili się po obejrzeniu takich filmów, jak „The Losers: Drużyna potępionych” czy „Colombiana” – gdzie Saldana wymachując bronią wygląda co najmniej groteskowo. Wydaje się, że lepiej spełniała się w komediach („Zgon na pogrzebie”, „Zgadnij kto” czy „Niecne uczynki”), gdzie mogła grać subtelnie i wyglądać czarująco. To jednak spektakularne filmy kręcone za grube miliony przyniosły jej sławę i pieniądze.
Kate Beckinsale
Kate Beckinsale to jakimś cudem główna bohaterka serii science-fiction pt. „Underworld”. Próbowano z niej tutaj zrobić kogoś na kształt Mii Jovovich pięknie rozwalającej zombiaki w „Resident Evilach”. Ale czy całkiem poważna, żeby nie powiedzieć sztywna aparycja Beckinsale pasuje do postaci twardzielki z bronią w ręku?
Aktorka znana jest przecież ze zgoła innych tytułów, na czele z „Pearl Harbor”, „Aviatorem”, „W matni”, „Na wzgórzach Hollywood” czy „Śnieżnymi aniołami”. Dlaczego na siłę wtłacza się ją w tytuły typu „Kontrabanda” czy „Pamięć absolutna”? Czy ktokolwiek jest w stanie uwierzyć w siłę jej mięśni?
Matt Damon
To, że z Matta Damona bystry facet, wiemy wszyscy. No może prawie wszyscy. To aktor wszechstronny i świetnie sprawdzający się w rolach przede wszystkim dramatycznych. To laureat Oscara za scenariusz do „Buntownika z wyboru”. To gwiazdor takich ważnych tytułów, jak „Zaklinacz deszczu”, „Utalentowany pan Ripley”, „Syriana” czy kultowych komedii na czele z „Dogmą”.
To że Damon nadal potrafi świetnie grać, udowodnił w swoich niedawnych filmach np. „Wielkim Liberace”, „Margaret” czy „Prawdziwe męstwo”. A jednak występ w „Tożsamości Bourne'a” (skąd inąd świetnej) udowodnił mu, że potrafi być mięśniakiem totalnym. Czyżby? Któż z nas nie uśmiechnął się na widok jego napakowanej wersji w „Elizjum”, niech pierwszy da głos. Cisza na sali? Tak myśleliśmy.
Keanu Reeves
Co się stało z Keanu Reevesem? Był to aktor obiecujący, szczególnie dla kina akcji. Pamiętamy go z ról w takich produkcjach jak „Speed” Niebezpieczne prędkość”, „Na fali” i „Matrix”, jednego z najlepszych filmów science-fiction w historii. To nie jednak akcyjniaki były niegdyś jego domeną. Reeves z powodzeniem grał w ambitniejszych projektach, jak choćby „Niebezpieczne związki”, „Drakula”, „Mały Budda”, „Spacer w chmurach”, „Adwokat Diabła”, „Przez ciemne zwierciadło” czy „Słodki listopad”.
Po drodze romansował z fantastyką, co często kończyło się nominacją do Złotych Malin („Johnny Mnemonic”, „Reakcja łańcuchowa”). Teraz natomiast wyraźnie się pogubił. Jego ostatnie filmy z azjatyckim zacięciem nie zasługują nawet na uwagę członków jury konkursów na najbardziej kiepskie produkcje dekady („Człowiek Tai Chi”, „47 roninów”). Reeves skończył niedawno 50 lat. Może czas dorosnąć?