2014.08.30// D. Jędrzejewska
W jednym ze swoich wcześniejszych wywiadów udzielonych magazynowi „Rolling Stone” Nicki Minaj zauważa, że raper powinien mieć poczucie humoru. Bez odpowiedniego dystansu i żartu rap staje się zbyt uciążliwy do słuchania - stwierdza. I chyba coś w tym jest – rap, który uprawia od 2009 roku Nicki, nigdy nie był do końca poważny. A jednak szybko stał się maszynką do zarabiania poważnych pieniędzy. Bardzo poważnych. Dzisiaj Nicki jest bez wątpienia najbardziej wpływową raperką na scenie muzycznej. I jednocześnie najbardziej efektowną.
Szok, prowokacja, ciało – to elementy, na których w dużej mierze opiera się wizerunek obscenicznej Nicki Minaj. Symboliczny dla całego charakteru jej kariery może wydać się najnowszy klip, który nam pokazała, nakręcony do piosenki pt. „Anaconda”. Zanim odbyła się jego premiera, już zdążył wzbudzić wiele kontrowersji, emocji, zainteresowania i… kpin, które często idą w parze z tym, co Nicki wyprawia. Wszystko za sprawą okładki singla, na którym raperka wypięła gigantyczne pośladki w wyjątkowo nachalny sposób. I mimo że interent odpowiedział na pupę Minaj całą falą memów przerabiających fotę z okładki, ona sama nie straciła rezonu. Gdy wypuściła do sieci klip, wszystkim opadły szczęki.
„Anaconda” to coś na kształt porno-pop-teledysku. Dzieje się tu naprawdę wiele – uprawianie fitnessu w stringach, twerking w zwolnionym tempie, cała masa niezbyt subtelnych nawiązań do seksu, otwarte ujęcia wielkich tyłków i ich tekstowa pochwała, bita śmietana i banany oraz wiele innych. Nic dziwnego, że serwis MTV zapowiedział ten teledysk słowami: „ostrzegaliśmy was!”.
Można by więc zarzuć Nicki prowokację na siłę. Można by powiedzieć, że idzie tą wyświechtaną już i zużytą ścieżką marketingową innych gwiazd muzycznego show-biznesu (Miley Cyrus czy Rihanny), czyli nachalną ekspozycją cielesności, która nie od dziś sprzedaje się przecież najlepiej. Czyżby?
Jest bowiem coś, co odróżnia różową raperkę od rzeszy gwiazd bez oporów odsłaniających swoje wdzięki, nachalnie erotycznych „seksbombek” – dystans, poczucie humoru, czyli to, na czym Nicki od początku budowała swoją karierę. Jej klip nie jest bowiem do końca na serio. To totalna zgrywa z branżowych tendencji. To potężne i mało subtelne mrugnięcie okiem. To odrzucenie zahamowań, charakterystycznych dla innych gwiazd („niby pokazuję, ale jestem święta”). Nie ma tu desperacji, jest za to dobra zabawa. Nie ma tu szokowania na siłę, jest za to konsekwentna Nicki Minaj – owszem, odsłaniająca pupę, ale bawiąca się przy tym naprawdę nieźle.
Nicki Minaj już od początków swojej kariery udowadniała, że poczucie humoru to jedna z najcenniejszych jej cech. Na czerwonym dywanie już na starcie pokazywała się w dziwacznych strojach, które przebijały samą Lady Gagę.
Obgadywano ją, patrzono z niedowierzaniem, plotkowano. W wywiadzie udzielonym magazynowi „Interwiev” powiedziała: „Chcę, aby ludzie, a przede wszystkim młode dziewczyny, wiedziały, że w życiu nic nie opiera się na seksapilu. Trzeba mieć coś, co go poprze.”
I choć akurat w ustach gwiazdy, która bez oporów pokazuje pośladki, brzmi to jak jakaś zgrywa – coś w tym jest. Nicki, której nikt na początku nie traktował na serio – ze względu na ogrom kiczu, który reprezentowała swoją osobą – sprzedała swoją pierwszą płytę („Pink Friday”) w prawie dwumilionowym nakładzie. Kolejne jej nagrania zawsze cieszyły się ogromną popularnością. Czyżby nie chodziło tu jedynie o pośladki? Owszem. No bo nie da się przecież zostać królową rapu wyłącznie dzięki dużej i ruchliwej pupie. Mimo wszystko.