2013.10.03// D. Jędrzejewska
Z założenia krytyk filmowy powinien wyznaczać trendy i decydować, co jest warte obejrzenia, a na co nie opłaca się w ogóle zwrócić uwagi. Krytyk ma więc dużą władzę – to on kreuje gusta, zniechęca i zachęca. Pewne przykłady filmowych przypadków wskazują jednak, że taki stan rzeczy istnieje wyłącznie w teorii. Czasami krytyk ma prawo poczuć się bezsilny. Szczególnie wtedy, gdy mimo jego gorzkich słów, racjonalnie uzasadnionych w recenzjach złych opinii, sale kinowe i tak okazują się pełne. Oto niektóre z takich przypadków.
Armageddon
„Armageddon” – wielki hit z roku 1998 nakręcony przez uwielbiającego wybuchy Michaela Baya. W rolach głównych zobaczyliśmy tu piękną Liv Tyler, Bena Afflecka jeszcze w roli amanta i lubianego przez wszystkich Bruce’a Willisa. Fabuła skupia się na trudnej misji ratowania świata przed katastrofą – do ziemi zbliża się bowiem gigantyczna asteroida. Na szczęście znajdą się odważni, którzy spróbują zapobiec tej beznadziejnej sytuacji. W międzyczasie na ekranie rozegra się również pełen namiętności wątek miłosny. Finał filmu będzie pełen zwrotów akcji i dramatycznych, rozdzierających serce rozwiązań, a cała masa widzek szybko zacznie ronić łzy. Krytycy zgodnym chórem powiedzą „nie!” tym infantylizmom, widzowie za to będą się mnożyć i mnożyć w kinach niczym nachalne mrówki.
Kod Da Vinci
„Kod Da Vinci” w reżyserii Rona Howarda był od początku wskazany na sukces. Powstał przecież na podstawie bestsellera wszech czasów, hitowej książki autorstwa Dana Browna, a na planie zgromadził znakomitych aktorów z Tomem Hanksem na czele. Niestety wypchana historycznymi łamigłówkami fabuła książki nie sprawdziła się na ekranie. Film z łatwością obnażył banalność fabuły wymyślonej pod publiczkę przez pisarza, który mimo gigantycznej popularności, nie jest również faworytem wśród krytyków. „Kod Da Vinci” okazał się filmem grubo poniżej średniej. Mimo to tłumy z przyjemnością i z ciekawością wypełniły kina.
Piraci z Karaibów – późniejsze części
„Piraci z Karaibów” okazali się wielkim przebojem dzięki świetnie opowiedzianej przygodzie, brawurze scenariusza, poczuciu humoru, giętkości opowieści, dobrym kreacjom aktorskim i fajnej tematyce. Sukces jedynki postanowiono powtórzyć.
Niestety wielokrotnie. Z każdą kolejną odsłoną „Piratów”, ich scenariusz był coraz bardziej szczątkowy, brakowało już błysku, a nawet humor zaczynał szwankować. Mimo to całe masy widzów zakochanych w pirackim obliczu Johnny’ego Deppa jak na zawołanie wypełniały kina. A krytycy znowu załamywali ręce.
Pojutrze
Choć jednego z filmów Rolanda Emmericha nie mogło zabraknąć na tej liście. To przecież reżyser specjalizujący się w spektakularnej pompie, zakochany w katastrofach, zniszczeniu, podniosłej muzyce, niesamowitych efektach i oczywiście - fabularnych banałach. Widowiskowość jego obrazków zawsze jest jednak gwarantem kasowego sukcesu. W 2004 roku Emmerich stworzył zatrważający obrazek, w którym ziemią wstrząsa seria anomalii pogodowych na wielką skalę. Pompa, patos, nachalna symbolika, płaski scenariusz, ale za to boskie zdjęcia przekonały tłumy widzów, którzy znowu nie posłuchali krytyków.
Bruce Wszechmogący
Wielka sława Jima Carreya, jednego z najsłynniejszych aktorów komediowych i człowieka o niebywale giętkiej twarzy, zaczęła już przemijać. Znudziliśmy się trochę głupkowatymi komediami z jego udziałem, no bo przecież - ileż można? Nie było więc Carreya w kinie przez chwilę, przynajmniej nie w swoim standardowym wydaniu, ale potem wrócił. I to w jakim stylu? – jako Bruce Wszechmogący. Jego powrót nie zachwycił krytyków, ale widzowie zostali oczarowani. „Bruce” osiągnął wielki sukces kasowy, a zapotrzebowanie na Carreya jeszcze wtedy nie minęło.