2014.12.10// D. Jędrzejewska
Tak jak nie ma roku bez wielkich hitów, tak też nie ma roku bez spektakularnych porażek. Budżet nie zawsze jest rozwiązaniem – prócz grubej kasy wpakowanej w produkcję, trzeba nie tylko dobrego, chwytliwego pomysłu, przyzwoitej realizacji, ale i porządnego marketingu. W podjudzaniu ciekawości fanów specjalizuje się choćby Marvel, nie każdy jednak potrafi nadmuchiwać balon aż tak skutecznie. Redakcja „The Huffington Post” stworzyła ranking najbardziej bolesnych filmowych porażek tego roku. Oto siedem pierwszych pozycji:
Czarnoksiężnik z Oz: powrót Dorotki, budżet: 70 mln $, wpływy z biletów: 8,462,027 $
Zaczynamy od animacji. Jak widać publika mimo ograniczonej wybredności, na wszystko się nie skusi. Nawet jeśli jest to animacja, a przecież na animacje chodzi się do kina całymi rodzinami, nie dbając specjalnie o fabułę, zapowiedzi i inne okoliczności. W przypadku Dorotki z Krainy Oz niestety jednak się nie udało. Bohaterka oldschoolowej bajki w starciu z innymi, fantazyjnymi postaciami przegrała z kretesem i odbiła się głęboką czkawką swoim producentom.
Sabotaż, budżet: 35 mln $, wpływy z biletów: 10,508,518 $
W „Sabotażu” niby wszystko się zgadzało. Arnold Schwarzenegger na czele, czyli aktor naprawdę lubiany, reżyser niczego sobie (David Ayer, znany między innymi z „Bogów ulicy”), zapowiedź rasowej sensacji, być może w starym, dobrym stylu. Mimo to coś poszło nie tak. Film nie spodobał się ani krytykom, tak jak tego oczekiwano, a publika również nie połknęła haczyka. David Ayer szybko zamazał złe wspomnienie – jego „Furia” z Bradem Pittem poradziła sobie w kinach już znacznie lepiej. Warto chyba zaznaczyć, że „Sabotaż” to najgorszy pod względem kasowym film z udziałem Arnolda Schwarzeneggera od 29 lat.
Zimowa opowieść, budżet: 60 mln $, wpływy z biletów: 12,600,231 $
Miało być słodko, ciepło, romantycznie, bezboleśnie. Wyszło infantylnie, płytko, błaho, mdło i nieciekawie. No i ten Colin Farrell w roli głównej dołożył swoje negatywne trzy gorsze – wszak nie od dziś wiadomo, że to jeden z najmniej lubianych aktorów w Hollywood, choć ciężko to racjonalnie wytłumaczyć. „Zimowa opowieść” odeszła w niepamięć jako film przezroczysty, który niestety nie był w stanie nawet na siebie zarobić.
Sin City: Damulka warta grzechu, budżet: 65 mln $, wpływy z biletów: 13,757,804 $
Sztucznie projektowano sukces drugiej części „Sin City” jako powrót do dzieła kultowego, uwielbianego, docenionego. Na nową produkcję od samego Roberta Rodrigueza miały do kin zawitać tłumy i piać z zachwytu nad ożywieniem świetnej tradycji i dobrych wspomnień. A jednak się nie udało. Nie tylko film okazał się średniakiem (recenzje są mocno podzielone), ale i publika niespecjalnie dopisała, jak widać nie mając ochoty ani na powrót do przeszłości, ani na apetyczną Jessicę Albę i spółkę.
Ja, Frankenstein, budżet: 65 mln $, wpływy z biletów: 19,075,290 $
Widzowie podskórnie wyczuli, że „nowy” Frankenstein będzie totalną, filmową kaszaną. Mimo że próbowano mówić o nim z entuzjazmem i zachęcać publikę na długo przed premierą, nie trudno było się domyślić, że nic z tej dziwacznej historii w klimatach horroru połączonego z fantasy, wyniknąć nie może. Tym razem widzowie mieli nosa. Film okazał się totalną porażką pod względem jakościowym i w pełni zasłużył na żenujący wynik w box office.
Transcendencja, budżet: 100 mln $, wpływy z biletów: 23,022,309 $
Kolejna wpadka Johnny’ego Deppa. Która to już? Od jakiegoś czasu przestaliśmy liczyć. Choć z „Transcendencją” wiązano sporo nadziei. Wskazywał na to nareszcie „zwyczajny” image popularnego aktora, a także postać reżysera – debiutującego w tej materii Wally’ego Pfistera, który do tej pory zbierał same pochwały i nagrody za zdjęcia do takich filmów, jak: „Mroczny Rycerz”, „Incepcja” czy „Moneyball”. Niestety filmowi brakło zarówno ikry, jak i dobrego scenariusza – dosłownie przepadł w box office.
Pompeje, budżet: 80 mln $, wpływy z biletów: 23,219,748 $
Ten film na starcie miał coś cennego, co niestety zostało koncertowo zepsute– wielką, dopiero wschodzącą gwiazdę, Kita Haringtona z „Gry o tron”. Kit to obecnie ulubieniec tłumów kobiet na całym świecie, a także idol facetów, aktor wzbudzający zaufanie i sympatię, żadna tam nachalnie wyprodukowana gwiazda.
Niestety jego potencjał zaprzepaszczono w być może świetnych wizualnie, ale nakręconych wyjątkowo ciężką ręką „Pompejach”. Rozmiary kasowej porażki mówią same za siebie.