2014.12.24// D. Jędrzejewska
Czas na wielkie podsumowanie. Lektura tego typu tekstu przeważnie wśród czytelników kończy się na dwa sposoby: czytelnik buntuje się przeciwko przedstawionym tytułom i w duchu (albo w komentarzu) wymyśla autorom, że nie znają, albo też chłonie inspirację, co jeszcze warto nadrobić. Na poniższej liście znalazło się miejsce zarówno dla wielkich, głośnych produkcji, jak i dla kina cichego, nieśpiesznego, niepozornego. W konsekwencji zrobiła się kolorowa i niejednoznaczna mieszanka tego, co najlepszego przyniosło nam kino w roku 2014.
Wilk z Wall Street
Zaczynamy od produkcji, która nagrody zgarniała w zeszłym roku, jednak do nas trafiła na samym początku stycznia. Rola w „Wilku z Wall Street” miała przynieść Leonardo DiCaprio Oscara. Nic z tego! Bez wątpienia jednak przypomniała światu, jaki to świetny aktor. W filmie Scorsese skumulował wszystkie siły, by grać w nieprzerwanej ekscytacji aż przez trzy godziny filmu, które tak czy siak mijają jak z bata strzelił. Zaskakujące w „Wilku z Wall Street” jest podejście do tematu – bardzo komediowe, choć temat wesoły wcale nie jest. Ekran tętniący kolorami, błyskotliwe dialogi, ciekawa (choć oburzająca) historia zapewniają moc świetnej, rasowej rozrywki.
Wolny strzelec
Przebój ostatnich tygodni i wielkie zaskoczenie krytyków. Oto mamy Jake’a Gyllenhala w brawurowej roli chłodno kalkującego desperata, który zajmuje się filmowaniem nocnych wypadków i zbrodni – swoje materiały sprzedaje potem jednej ze stacji telewizyjnych. Postać Louisa Blooma jest przerażająca. To facet bez sumienia i skrupułów, zdeterminowany w pełni opętańczym celem. Co gorsza, wszystko co sobie zaplanuje, zawsze mu wychodzi. Jest uosobieniem wszystkiego, co ohydne w naszej współczesności – filozofii sukcesu, mediów bez skrupułów, brutalizacji rzeczywistości. Całość ogląda się miodnie, brnąc bez przeszkód do mocnego finału.
Her
Science-fiction, jakiego dawno nie było. Film skrojony na miarę naszych czasów, inteligentny, w odważny, świeży sposób komentujący otaczającą nas rzeczywistość. Bohaterem jest tu facet, który zakochuje się w systemie operacyjnym dopasowanym do jego preferencji. Historia to tragiczna, poruszająca, w rewelacyjny sposób dotykająca tak delikatnych tematów, jak potrzeba bliskości i miłości w świecie technologii i internetu. Wyjątkowa jest również oprawa filmu – soczysta, trochę retro niczym z książek Philipa Dicka. Nie tylko warto obejrzeć, ale również dojść do własnych wniosków.
Co jest grane Davis
Film u nas niedoceniony, w dużej mierze ze względu na swoją niepozorność. Osnuta folkową otoczką i surowymi barwami opowieść o niespełnionym artyście zbudowana jest na masie symboli i tropów, nie zawsze oczywistych i do wychwycenia na pierwszy rzut oka. To dogłębnie smutna, ale poruszająca opowieść, podczas której Coenowie stopują swoje poczucie humoru, oddając się raczej ponurej refleksji. Świetna muzyka i rewelacyjna rola kota.
Strażnicy Galaktyki
Nareszcie blockbuster, który zasłużył na to, by znaleźć się w zestawieniu najlepszych filmów. Zwykle z adaptacjami komiksów bywa tak, że te, mimo imponujących wyników w box office, nie dają się upchnąć między kino większej refleksji czy inspirujących fabuł. „Strażnicy galaktyki” również tego nie oferują, a mimo to dostarczają ogromnej, bezpretensjonalnej uciechy. Dzieje się tak dzięki pełnemu luzowi, który towarzyszy filmowi, dowcipowi i niesamowitej lekkości. Można przegapić nowego Supermana czy kolejnego Thora. „Strażników galaktyki” nie wypada.
The Grand Budapest Hotel
Wes Anderson znowu pokazuje, na co go stać. Autor takich filmów, jak „Kochankowie z księżyca” czy „Genialny klan”, kręci kolejne dzieło w pełni autorskie, charakterystyczne i przepełnione miłością i szacunkiem do kina. Ten reżyser to filmowy żongler – potrafi umiejętnie przerzucać gatunkami niczym piłeczkami, zmieniać konwencje, bawić się i jednocześnie bawić przy tym rozemocjonowanego widza. Nie raz też wzrusza. Genialne, wielkie kino!
Zaginiona dziewczyna
David Fincher w świetnej formie. Gdyby za „Zaginioną dziewczynę” zabrał się inny, mniej wprawiony w fachu reżyser, pewnie wyszłaby z tego nieprzekonująca, momentami nudnawa historia. Autor „Siedem” z obszernego i przekraczającego zasady wiarygodności materiału, potrafi nakręcić historię trzymającą aż przez 2,5 godziny w napięciu. To twórca, który w wysmakowany sposób potrafi rozłożyć akcenty, podsycić ciekawość w odpowiednich momentach, idealnie zagrać na emocjach widza, zaskakiwać go nie raz, a wiele razy.
Boyhood
„Boyhood” Richarda Linklatera jest filmem, jakiego jeszcze nie było, a do jakich kręcenia przecież została stworzona kamera. Reżyser nie idzie na łatwiznę i realizuje swój projekt konsekwentnie aż przez ponad dekadę, co jakiś czas spotykając się na planie z tymi samymi bohaterami i filmuje, w jaki sposób dorastają.
Powstała z tego przepiękna i bardzo wiarygodna opowieść o wkraczaniu w dorosłość, o mijaniu się z marzeniami, własnymi celami, o goryczy, którą przynoszą nieudane wybory życiowe. Ten film zasługuje na bycie numerem jeden.