2013.12.31// D. Jędrzejewska
Ten rok obfitował w kino wielkich emocji i wielkich efektów. Kino w naprawdę męskim wydaniu - wypchane po brzegi akcją, napięciem, spektakularnymi rozwiązaniami. W erze kontynuacji mody na superbohaterów, sypnęła się na nas kolejna partia przygód komiksowych, ale nie tylko. Na ekrany zawitały całkiem nowe rozwiązania, niejednokrotnie dla historii kina wręcz przełomowe. Na koniec roku przygotowaliśmy dla was zestaw najlepszych męskich filmów mijających ostatnich dwunastu miesięcy. Kilka tytułów (jak na przykład „Man of Steel”, „Elizjum” czy „World War Z”) z powodu tegorocznego dobrobytu w rankingu najzwyczajniej się na niej nie zmieściło.
„Iron Man 3”
Iron Man nigdy nie był zadomowiony w polskiej kulturze na tyle, by zasłużyć na miano superbohatera wszech czasów. W naszej świadomości za sprawą komiksowych zeszytów królował raczej Batman, w drugiej kolejności Superman, potem choćby Spider-Man i paru innych. Mimo to i my, Polacy, daliśmy się oczarować niewątpliwemu urokowi Tony’ego Starka, szczególnie o obliczu Roberta Downeya Jr – faceta za którym przepadają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Trzecia część „Iron Mana”, co tu dużo mówić – choć przełomowa w całym cyklu, nie brakuje jej również wad. Ogląda się to jednak bardzo miodnie, szczególnie w męskim gronie i bez większych zobowiązań.
„Riddick”
Sukces tego filmu w dużej mierze tkwi w tym, że nie wiązano z nim zbyt wygórowanych oczekiwań. Postać Riddicka powróciła na ekrany po wielu latach – trudno było nie ulec wrażeniu, że to zwykły skok na kasę w wykonaniu producentów. A tu proszę – prawdziwa niespodzianka! „Riddick” wraca do korzeni i wyciąga to, co najlepsze z niegdyś hitowego „Pitch Black” oraz umiejętnie pomija to, co najgorsze w absurdalnych „Kronik Riddicka”. Dobry klimat, interesujące choć schematyczne rozwiązania, poczucie humoru – wszystko to sprawiło, że film z Vinem Dieselem zasłużył na tej zaszczytnej miejsce na tej liście.
„Szybcy i wściekli 6”
„Szybcy i wściekli” w ciągu całej swojej długiej historii podążali wieloma ścieżkami, niekoniecznie słusznymi. Po dobrym początku zjechali z impetem z przyzwoitego poziomu i zaczęli krążyć po manowcach widowiska klasy B lub jeszcze gorzej. Potem jednak zawrócili i na nowo się zaczęło. Ostatnie części „Szybkich i wściekłych” zasługują na ogromną i entuzjastyczną pochwałę w stronę producentów za tak zmyślne, brawurowe i przyjemne w oglądaniu reaktywowanie już prawie umarłej serii. Niestety życie dopisało jej w tym roku wybitnie tragiczne zakończenie (bądź, jak niektórzy mówią i chcieliby w to wierzyć – epizod).
“Labirynt”
Na moment zostawmy efekty specjalne z boku i skupmy się na być może pozbawionej fajerwerków produkcji, ale jakże spektakularnej – tyle że emocjonalnie. Jeśli dawno nie mieliście okazji obejrzeć dobrego thrillera, a nie zobaczyliście jeszcze „Labiryntu”, radzimy nadrobić tę zaległość. Świetne role Jake’a Gyllenhaala i Hugh Jackmana, brudny klimat, mroczna intryga, zło czyhające za rogiem, niejednoznaczne rozwiązania – wszystko to otrzymamy w jednym z lepszych filmów tego roku.
“Kapitan Phillips”
Tom Hanks powraca w świetnym stylu. Niektórzy być może już zapomnieli, że ktoś taki w ogóle istnieje, inni sądzili, że odpoczywa na zasłużonej emeryturze, tymczasem on postanowił na powrót rozgrzać nasze emocje w naprawdę dobrym stylu. „Kapitan Phillips” to klasyczna historia bez superbohaterów, wielkiej rozwałki i ogromnych, krwiożerczych potworów. To fabuła oparta na faktach. Paul Greengrass, tuż przed premierowym pokazem swojej produkcji powiedział: „Interesują mnie dramatyczne historie ze wspaniałymi bohaterami, zwrotami akcji, ukazujące skomplikowanie świata” i oto, co właściwie otrzymaliśmy. Czego chcieć więcej?
“Grawitacja”
Chociaż Sandra Bullock płacze na tym filmie być może zbyt gorliwie, a George Clooney nie wygląda tu na superbohatera w pelerynie, nie można by było zlekceważyć tej filmowej propozycji. „Grawitacja” to prawdziwy przełom w kinematografii, film, który prawdopodobnie namiesza w kinie na dłużej, zyska swoich naśladowców, przetrze szlaki. To produkcja, która autentycznie zapiera dech w piersiach, pokazuje rzeczy niemożliwe, pozwala znaleźć nam się tam, gdzie nigdy nie będziemy mieli okazji zawitać. A co najlepsze – to nie żaden fantastyczny świat, jak w „Hobbicie” czy „Avatarze” – to nasz wszechświat, realna przestrzeń kosmiczna. W „Grawitacji” nie ujrzymy potworów, alienów i innych dziwacznych zagrożeń, mimo to napięcie skutecznie wbije nas w fotele.
„Pacific Rim”
Na koniec najlepsza z najlepszych rozrywka dla dużych chłopców. Darujmy sobie skomplikowane fabuły, odrzućmy na bok intelektualne obowiązki, zapomnijmy, że dorośliśmy. Dajmy się ponieść widowisku. Show must go on! – mówią i mają rację.
„Pacific Rim” to film niesamowity, który funduje widzom całe tony wspaniałej zabawy, gwarantuje wypieki na twarzy i zaraża energią. I z tego powodu to być może największy męski hit tego roku.