2014.12.23// D. Jędrzejewska
Rok 2014 nie był wyjątkiem – obfitował zarówno w filmy zapierające dech w piersiach, wielkie zaskoczenia, jak i totalne porażki oraz gigantyczne rozczarowania. Są takie filmy, które po prostu sprawiają ból. Które z każdą minutą zmuszają swoich widzów do walki: wyjść z kina, czy poczekać do końca. Które być może wcale nie powinny powstać. Oto lista najgorszych hollywoodzkich produkcji mijającego roku.
Transcendencja
Od jakiegoś czasu mówi się, że to już koniec Johnny’ego Deppa. Aktor to świetny, nikt nie ma ku temu wątpliwości. Dodatkowo wyrazista osobowość, zupełnie inny facet na tle masy hollywoodzkich klonów-gwiazdorów. Przystojny, dowcipny, z wielki dorobkiem, a jednak coś dzieje się z nim nie tak. Nie chodzi o to, że przerzucił się na kino niższej klasy. Johnny Depp wciąż gra w potencjalnych hitach, ale takich, które zawsze kończą się porażką. Nie inaczej było w przypadku „Transcendencji”, z którą wielu wiązało spore nadzieje. Tak to jest, gdy operator słynnego reżysera (Wally Pfister, czyli operator Christophera Nolana) pragnie zostać reżyserem. Projekt – jak widać – skazany na porażkę.
Ja, Frankenstein
Ten film jest po prostu zły. Nie da się go racjonalnie wytłumaczyć, usprawiedliwić, znaleźć jakiejś wymówki, jakiegokolwiek punktu zaczepienia, który można by potraktować jako argument, że obejrzenie go to nie jest stracony czas. „Ja, Frankenstein” poszywa się pod serię „Underworld” czy „Residenty”, ale to robi w sposób okrutnie toporny. Całość wypada jeszcze gorzej niż przecież kiepskie już inspiracje.
Milion sposobów jak zginąć na Dzikim Zachodzie
Kiedy Seth MacFarlane zrobił „Teda”, cały świat pokładał się ze śmiechu – oczywiście w pozytywnym tego zwrotu znaczeniu. Nic dziwnego, że wiele oczekiwano od następcy komedii o sprośnym pluszaku – parodii westernów pt. „Milion sposobów jak zginąć na Dzikim Zachodzie”. Dobrą rozrywkę obiecywała również imponująca obsada: Charlize Theron, Amanda Seyfried, Liam Neeson czy Neil Patrick Harris. Z perspektywy czasu można by się zastanowić, co ich podkusiło do podpisania kontraktu. Parada żenujących gagów i nic więcej – to cały film.
Wojownicze Żółwie Ninja
„Wojownicze Żółwie Ninja” być może w skali bylejakości mogłyby rywalizować z innymi kiepskimi filmami, dla których brakło miejsca na tej liście – mimo to warto je tu umieścić ze względu na jeden ważny powód: to film, który bezczelnie depcze nasza dzieciństwo, nie traktuje legendy z szacunkiem, zawłaszcza sobie prawo do masakrowania kultu. A za to wszystko odpowiedzialny jest producent, Michael Bay. Należy mu się!
Rodzinne rewolucje
Nie ma dobrego, rocznego zestawienia najgorszych filmów bez Adama Sandlera. „Rodzinne rewolucje” to nie jest najgorszy film w jego dorobku, ale poziomem na plus również nie odstaje. Teraz do pary zaangażował aktorkę, która już od jakiegoś czasu nie ma za bardzo czego robić w kinie, gra więc w takich właśnie filmikach – nieśmiesznych, momentami żenujących, płaskich, głupich, bez polotu, na jedno kopyto. Choć niektórzy będą twierdzić, że to dobra, weekendowa rozrywka – nie wierzcie im, szkoda czasu.
Zimowa opowieść
Ogromna fala goryczy spłynęła na Colina Farrella, gdy świat dowiedział się, że to on zagra główną rolę w następnym sezonie „Detektywa”, wybitnego serialu, który wcześniej prowadził swoją grą aktorską tak samo wybitny Matthew McConaughey. Niektórzy z internautów starali się bronić Farrella, twierdząc, że to aktor wcale nie taki zły. I chciałoby się uwierzyć, gdyby nie kolejny koszmarek na jego koncie. „Zimowa opowieść” jest właśnie takim koszmarkiem.
Transformers: Wiek zagłady
Prawdopodobnie są osobliwi widzowie, którym patrzenie na najnowsze „Transformersy” sprawiło przyjemność. Tym razem jednak musi ich być ich naprawdę niewielu – Michael Bay po prostu przegiął. Brak fabuły, absolutnie żadna gra aktorska, klisze, idiotyczne rozwiązania – tak przeciągniętej granicy nie da się odratować wyłącznie efektami specjalnymi.
Niedawno w sieci pojawiła się wieść, że być może Bay weźmie się za następną część. Pozostawimy to bez komentarza.