2014.06.06// D. Jędrzejewska
Na temat talentu aktorskiego Milli Jovovich zdania są podzielone. Recenzje każdego z jej filmów są pod tym względem bezlitosne, szczególnie jeśli wspomnimy jej role dramatyczne. Gdyby jednak nie trafiła na ekran, kino bez wątpienia wiele by straciło. Nikt tak przecież nie zabija zombiaków jak Milla Jovovich. Niewiele aktorek tak silnie potrafi pobudzać męską wyobraźnię, niekoniecznie za pomocą głębokich dekoltów i ogromnego biustu. Milla to jedna z najpiękniejszych kobiet dużego ekranu. Mimo swoich braków w aktorskim warsztacie jest bardzo lubiana przez publikę. Ba! W niektórych kręgach bywa traktowana niczym bogini.
Swoją urodę zawdzięcza słowiańskim korzeniom. Jest córką radzieckiej aktorki, Galiny Loginowej, a do Ameryki trafiła aż z dalekiej Ukrainy. Była jeszcze wtedy dzieckiem, ale już pięknym. W roku 1986 jej fotografie trafiły w ręce słynnego fotografa Richarda Avedona, ówcześnie właściciela marki Revlon. Ten niedługo kontemplował wdzięki uroczej Milli, by zaprosić ją do kampanii "Most Unforgettable Woman in the World". A potem poszło już z górki. Portfolio przyszłej pogromczyni zombiaków trafiało z rąk do rąk osobistości związanych z modą, a Milla zaczęła się pojawiać na okładkach. W 1989 roku miała już w kieszeni poważny kontrakt i wzbudzała niemałe kontrowersje, pokazując się w tak młodym wieku na wybiegu.
Karierę aktorską rozpoczęła niedługo potem, bo jako zaledwie piętnastolatka. Wystąpiła w takich filmach, jak: "Nocny pociąg do Katmandu", "Spotkanie dwóch księżyców”, aż wreszcie słynny „Powrót do błękitnej laguny”. Znowu nie obeszło się bez kontrowersji. Taka młoda dziewczynka nago na ekranie?
Z podobnym zresztą zdziwieniem, a nawet szokiem wiązała się premiera pierwszej części filmu. Wówczas poprzedniczka Milli, młodziutka Brooke Shields, również odsłoniła bardzo wiele. Pochlebniej jednak wypowiadano się na temat talentu aktorskiego Amerykanki, niż jej słowiańskiej następczyni. Ta prócz nominacji do Young Artist Award dla najlepszej młodej aktorki, otrzymała również nominację do Złotej Maliny.
Kontrowersje stały się znakiem rozpoznawczym młodej aktorki. Kolejne pojawiły się przy okazji występu w „Uczniowskiej balandze”, gdzie poznała Shawna Andrewsa, za którego wyszła krótko po zakończeniu zdjęć. Miała wówczas 16 lat. Małżeństwo nie potrwało długo, bo dwa miesiące, a jego unieważnieniem zajęła się zatroskana matka gwiazdy. Komedia wyreżyserowana została przez ówcześnie obiecującego reżysera, Richarda Linklatera, który mimo że wykorzystał twarz Milli do kampanii promocyjnej, kompletnie nie ufał jej jako aktorce. Jej rola została tu więc porządnie zredukowana.
Matka Milli w trosce o jej przyzwoity rozwój, postanowiła wysłać córkę do Europy. Tutaj miała nabrać rozumu, ogłady i skończyć z takimi pomysłami jak przedwczesne małżeństwa. Na miejscu poznała reżysera, Luca Bessona, który zaproponował jej rolę w „Piątym elemencie” - najdroższej ówcześnie europejskiej produkcji kinowej. Ale przy okazji wdał się z nią w romans, a wkrótce namiętny związek został przypieczętowany małżeńską przysięgą. Rola seksownej i imponująco wysportowanej Leeloo przyniosła Milli ogromny rozgłos, a film zwrócił uwagę Hollywood na Bessona. Wkrótce osobliwa para postanowiła zrealizować kolejny wspólny film. Tym razem miało to być historyczne widowisko o Joannie D’Arc - francuskiej bohaterce narodowej i męczennicy za wiarę. Recenzje filmu nie były pochlebne, szczególnie dla Milli, której ekspresyjna, wręcz historyczna gra nie przyniosła uznania krytyków. Aktorka otrzymała nominację do trzeciej Złotej Maliny w karierze.
I wróciła do Hollywood, dodajmy: jako rozwódka. Wtedy zagrała najlepszą w swojej karierze rolę - Eloise w filmie Wima Wendersa "Million Dollar Hotel", a niedługo potem miała trafić na plan „Resident Evil”, z którego – można tak powiedzieć – nie będzie schodzić przez kolejne lata. Nie ma co się łudzić – w takim rodzaju kina aktorka sprawdza się zdecydowanie najlepiej. Przygotowana fizycznie niczym maszyna bez problemu stawia czoło hordom krwiożerczych zombie.
Praca na planie znowu wpłynęła na jej życie prywatne. Milla ponownie zakochała się w reżyserze. Tym razem jednak z Paulem W.S. Andersonem połączyło ją głębokie uczucie na lata. I oczywiście na kilka kolejnych filmów. Choć „Residenty” nie są szczytowym osiągnięciem kinematografii, ani nawet swojego gatunku, nadal przynoszą spore zyski. Ludzie chcą to oglądać – zarówno ze względu na pogrom zombiaków i efekty, jak i oczywiście piękną Millę. Tej natomiast nie trafiła się w karierze już żadna większa, dramatyczna rola. Ale może to i dobrze?