2014.07.06// D. Jędrzejewska
Już 11 lipca w Polsce zadebiutuje zwariowana komedia pt. "Frank" w reżyserii Lenny'ego Abrahamsona, w której Michael Fassbender gra tytułowego ekscentrycznego lidera popowego zespołu Soronpfs. Scenariusz do filmu napisali Jon Ronson ("Człowiek, który gapił się na kozy") i Peter Straughan ("Szpieg"), inspirując się prawdziwą postacią Franka Sidebottoma, będącego alter ego kultowego brytyjskiego muzyka, Chrisa Sieveya. Mimo prawdziwych inspiracji, cała historia jest fikcyjna, nie jest zatem typową biografią. Opiera się jednak na niezwykłej historii.
Sievey stworzył postać Franka Sidebottoma w połowie lat 80. Rozgłos zyskał dzięki osobliwemu przebraniu, czyli wielkiej komiksowej głowie z papier-mâché. Frank był twórcą niezmiennie radosnym, pozytywnym i pełnym entuzjazmu, jednocześnie zupełnie niezdającym sobie sprawy ze swoich muzycznych braków.
Tworzył komediowe przeróbki hitów Beatlesów czy The Smiths, wygłaszał pogadanki, często występował w radiu, prowadził talk-show oraz tworzył cotygodniowy komiks dla dzieci. Wkrótce założył zespół, w którym klawiszowcem był Jon Ronson - scenarzysta "Franka". Chris Sievey zmarł w 2010 roku.
"Frank" w dużej mierze opiera się właśnie na świetnej muzyce. Początkowo Abrahamson chciał zatrudnić do filmu jakiś znany zespół, który zaadaptowałby swoją twórczość na ich potrzeby. Ostatecznie jednak soundtrack składa się z oryginalnych piosnek, które na żywo wykonywali aktorzy na planie. Co ciekawe jedynym zawodowym muzykiem była w filmie grająca perkusistkę Carla Azar. Świetnie w swojej roli wypada Fassbender, który ponoć rewelacyjnie się bawił, śpiewając samodzielnie wszystkie piosenki. "Frank" zdobył już aprobatę krytyki na całym świecie. Jak poradzi sobie w Polsce?