2011.07.12// D. Jędrzejewska
Marka Bilińśkiego od samego początku kariery nazywano polskim Jean Michel Jarrem. On podchodził do tego z rezerwą. „Ani mnie to nie ziębi, ani nie grzeje” – mówił. Twierdził przy tym, że z francuskim kompozytorem łączą go pewne zależności, ale tylko historyczne. Jarre był pierwszym powszechnie rozpoznawalnym twórcą muzyki elektronicznej na świecie – Biliński to pod tym względem jego polski odpowiednik.
Zasłynął w latach 80. za sprawą albumu „Ogród Króla Świtu” oraz teledysku „Ucieczka z Tropiku”. Koncertował w całym kraju i zagranicą (Berlin, Hamburg, Praga, Moskwa). Po tych sukcesach spędził cztery lata w Kuwejcie, wykładając tam na Akademii Muzycznej. Zainspirowany tamtejszą kulturą nagrał kilka utworów, w których wyraźnie słychać ślady muzyki arabskiej. Po powrocie do kraju ruszył w kolejne trasy. W ramach swoich koncertów łączył muzykę z pokazami świateł. Tego typu show przyciągało całe rzesze fanów – oglądało je około 50 tysięcy fanów muzyki elektronicznej. Największe tego typu show muzyczne odbyły się w Gnieźnie (2000), w Gdańsku (2003) i w Warszawie (2005).
Muzyka Bilińskiego pojawiała się również w filmach i produkcjach telewizyjnych. Muzyk stworzył ścieżkę dźwiękową do kultowego „Przyjaciela wesołego Diabła”, „Bliskich spotkań z wesołym Diabłem” oraz do teleturnieju „Koło Fortuny”.
Biliński uważa, że podczas tworzenia muzyki trzeba mieć „otwartą głowę”. Słuch szybko przyswaja brzmienia, przez co nawet kiepskie fragmenty muzyki po dłuższym osłuchaniu zaczynają się podobać. Stara się o tym pamiętać, kiedy tworzy. Jest też muzycznym tradycjonalistą. Wierzy, że nawet gdy technologia cyfrowa całkowicie zastąpi analogową, to i tak będziemy chcieli dotykać klawiatury i instrumentów, które mają gałki, by je podkręcić.
Ostatnią płytę nagrał w 2010 roku. Album zatytułowany „Mały książę” jest oparty na słynnej książce pod tym samym tytułem. Biliński opowiada za jego pomocą historię napisaną przez Antoine'a de Saint-Exupéry'ego jeszcze raz – tym razem za pomocą muzyki i z perspektywy bohatera, nie narratora.