2011.07.07// D. Jędrzejewska
Ludzie to stworzenia irracjonalne, które lubią doświadczać skrajnych emocji. W gruncie rzeczy są jednak tchórzliwi. Chcą się bać tylko wtedy, kiedy mimo strachu mają pewność, że tak naprawdę nic im nie grozi. Wszyscy lubimy patrzeć, jak ktoś ucieka, jak ktoś się boi, jak za jego plecami czai się niebezpieczeństwo, ale… póki mamy do czynienia z fikcją. Walące jak młot serce daje satysfakcję tylko w fortecy własnego mieszkania, najlepiej w miękkim fotelu z ciepłą herbatą na stole. Tego typu nielogiczne ciągoty człowieka zaspokaja oczywiście kultura – na przykład w postaci dobrze napisanego horroru.
Drakula - ikona kultury grozy
Człowiek lubił się bać chyba od zawsze. Korzenie literatury grozy sięgają bardzo daleko, choć „boom” na horrory i inne „odstraszacze” rozpoczął się pod koniec oświecenia, epoki słynnej z szacunku dla zdobyczy myśli ludzkiej i nauki, ducha racjonalizmu i poczucia zdrowego rozsądku. Romantyzm przyniósł całkowicie nowatorskie myślenie o człowieku, a tym samym i o literaturze. Novalis, niemiecki poeta i prozaik, mawiał w tym czasie, że „świat musi zostać zromantyzowany”. Co miał na myśli? Romantyzowanie to w ówczesnym znaczeniu przemienianie zwykłych rzeczy w niezwykłe, pozbawienie literackich kart nużącej codzienności i powołanie sztuki do tworzenia światów obcych, nowych, cudownych, fantastycznych. Kultura romantyzmu wszelkimi drogami szukała czegoś innego, niż dawało jej oświecenie. Zaczęto fascynować się tym, co dzikie, pierwotne, nieokiełznane.
XIX-wieczne powieści gotyckie
Jedną z pierwszych powieści gotyckich jest „Zamczysko w Otranto” Horacego Walepole’a. Pisarz tworzył utwór w swoim domu, zaprojektowanym na wzór zamczysk z czasów średniowiecza. I to właśnie w takim zamku toczy się akcja powieści. Fabuła jej jest niezwykle zawikłana, ważną rolę grają w niej duchy, niesamowite stwory o nienaturalnych rozmiarach i posągi, które ożywają niespodziewanie.
Poe i jego "straszne" książki
Sława „Zamczyska” dziś już jednak przygasła. W przeciwieństwie do utworów Edgara Allana Poe – te z ogromnym powodzeniem czytane są aż do dziś, a w tym zbiór jego nowel pt. „Opowieści niesamowite”. Wzmaganie emocji, budowanie napięcia poprzez kreowanie specyficznego nastroju stało się znakiem firmowym tego pisarza. Przykładem na to jest jego opowiadanie pt. „Zagłada domu Usherów”. Główny bohater, spokojny Roderick Usher, ogarnięty jest przemożnym strachem po śmierci swojej siostry, Madeleine, która czasem będąc w transie, sprawiała wrażenie martwej i za taką w końcu została uznana. Gdy po czasie wstaje z grobu, przynosi śmierć swojemu bratu. Dramatowi rodziny towarzyszy całkowity upadek ich domu, który z niewyjaśnionych przyczyn pęka i zapada się. Siła pisarstwa Poego wynika z przekonania, że strach ma swe źródło w samym człowieku. To nie zjawy – ale ludzie są straszni. Ludzie i ich cienie.
Kultura zombie - filmy, komiksy, książki
Z czasem moda na powieść gotycką i romantyczne fascynacje zaczęła przygasać. Co nie znaczy, że czytelnik przestał czerpać przyjemność z bezpiecznego strachu umieszczonego na kartach literackich. Motywy które przyniósł romantyzm, już na stałe zagościły w sztuce i do dziś krążą w różnych jej przekazach. Stephen King czerpie z nich całymi garściami. Zanim jednak współcześni twórcy horrorów się w ogóle narodzili, literatura grozy nieustannie poddawała się ewolucji. Już w 1847 roku, czyli pokolenie później niż tworzył Poe, romantyczną poetykę przyjęła Emily Bronte w powieści pt. „Wichrowe Wzgórza”. Z założenia historia miał być romansem. Był to jednak niestandardowy romans. Towarzyszyła mu bowiem niezwykła atmosfera: krajobraz pełen wichrów i zamieci, złowrogi gospodarz, mroczne schody, przejścia, złe psy i ponury pokój nawiedzany przez ducha – miejsce tortu psychicznych małych bohaterów – takimi niuansami autorka częstuje nas już od początkowych stron opowieści. Główny bohater- Heathcliff sam w sobie jest już straszny. To ucieleśnienie sił ciemności, jego pochodzenie owiane jest tajemnicą, autorka sugeruje nawet, ze mógłby on pochodzić od samego diabła. „Wichrowe wzgórza” są zaliczane do nielicznych arcydzieł lubianych przez naprawdę szeroką publikę, jak i krytyków.
Wichrowe wzgórza w książce i na ekranie
Literatura grozy lubi korzystać z nadprzyrodzonych mocy, podobnie jak i z nierealnych postaci. Dowodem na to jest postać „księcia wampirów” – Drakuli. Ta, opublikowana w roku 1897 roku książka autorstwa Brama Stokera, ma formę pamiętników pisanych przez głównego bohatera – Jonathana Harkera. On bowiem wraz z Miną, doktorem Johnem Sewardem oraz profesorem Van Helsingiem podejmują walkę z Drakulą i nieczystymi siłami, które nim rządzą. Podążają za nim aż do Transylwanii, gdzie po długiej walce udaje im się w końcu zniszczyć potwora. Postać hrabiego została zaczerpnięta ze słowiańskich i węgierskich legend, opowiadających o wampirze, który powstał z grobu i krąży po świecie w poszukiwaniu świeżej krwi. Jego ofiary same zamieniają się w wampiry – nie znoszą światła dziennego, ich postacie nie rzucają cienia, trzymają się z daleka zarówno od krucyfiksu, jak i od wianka czosnku. Hrabia Drakula stał się uosobieniem i symbolem wampira, który według „kanonu” zawsze powinien być wysoki, bardzo szczupły, mieć ostre, złe rysy i charakterystyczne zęby.
Co dzisiaj czyta nasza złota, zdolna młodzież?
Świat do dziś szaleje na punkcie wampirów. Ostatnie lata na rynku wydawniczym należą między innymi do ckliwych „romansów paranormalnych”, pisanych z myślą o nadwrażliwych nastolatkach (patrz: saga „Zmierzch”). Choć trzeba zauważyć, że autorzy powieści grozy przypodobali sobie nie tylko wampiry. O wiele mniej estetyczne, a równie popularne, są dzisiaj zombiaki – czyli żywe trupy. Te z kolei nie mają w sobie nic subtelnego. Muszą być jak najbardziej obrzydliwe, koszmarne i paskudne. Wprowadzenie ich na karty literatury czy na filmowe ekrany nie ma już nic wspólnego z budowaniem klimatycznego napięcia. Tutaj mamy do czynienia z zabiegiem wykładania „kawy na ławę” – straszyć trzeba od samego początku i w poziomie straszenia nie ustępować aż do samego końca. Moda ta zaczęła się w latach 60. wraz z „Nocą żywych trupów”, trwając potem w „Świcie żywych trupów” i „Dniu żywych trupów”, na „Ziemi żywych trupów” wcale nie kończąc.
Frankie - lektura obowiązkowa dla fanów kultury straszenia
O nurtach i modach w sztuce grozy można pisać całe książki. Popularność straszenia podsuwa nam jeden wniosek – lubimy się bać i tej naszej sympatii do strachu chyba nigdy się nie wyzbędziemy. Wszak nie samym pięknem człowiek żyje.