2014.05.08// D. Jędrzejewska
Internet to potężne narzędzie. Udowodnił to każdy z jego aktywnych użytkowników, który zdołał się w nim wypromować. Dzisiaj dobrze prosperujące biznesy rodzą się właśnie w internecie. Dzięki niemu również na światło dzienne wciąż wypływają kolejne wielkie muzyczne talenty. Lindsey Stirling jest jednym z nich – dziewczyna, która nie tylko świetnie gra na skrzypcach, ale i rewelacyjnie wygląda, a swoją aparycję, talent, pomysłowość i energię potrafi przekuć na sławę i pieniądze.
Stirling to młoda dziewczyna. Dopiero za dwa lata skończy trzydziestkę. Już jako pięciolatka uczyła się gry na skrzypcach i szybko zrozumiała, że w tym tkwi jej szansa na przyszłość. Mimo miłości do muzycznej klasyki, nie chciała iść w tym kierunku. Jej marzeniem było dotrzeć z muzyką skrzypcową do znacznie szerszej publiki niż tylko wykwintni melomani, zasłuchujący się w Vivaldim i spółce.
W wieku 16 lat wspólnie z utalentowanymi znajomymi założyła zespół „Stomp On Melvin”. Wtedy również napisała pierwszy rockowy utwór na skrzypce, z którym zadebiutowała na konkursie talentów. Nie miała sobie równych. Wygrała, a finansową nagrodę przeznaczyła na kontynuowanie edukacji.
Wielka szansa pojawiła się w 2010 roku, kiedy Stirling została ćwierćfinalistką piątego sezonu amerykańskiego Mam Talent. Zyskała sobie ogromną sympatię publiki, a jury nazywało ją „hip hopową skrzypaczką”. Nie zwyciężyła, ale epizod ten był dla rozwoju jej kariery bardzo ważny. Po pierwsze: dała usłyszeć o sobie światu. Teraz mogła „uczepić” się tej popularności i zacząć działać. Po drugie: rozszerzyła przydatne kontakty.
Wkrótce po jej występie w popularnym talent show, skontaktował się z nią operator kamery Devin Graham z nadzieją na nagranie wspólnie filmu dedykowanym na serwis YouTube. I się zaczęło. Powodzenie pierwszego klipu zachęciła tę dwójkę do dalszych działań. Teledyski ukazywały się cyklicznie, a kanał Stirling w pewnym momencie gwałtownie zyskał na popularności. Energiczna skrzypaczka wkrótce zaczęła liczyć swoich fanów w milionach.
Jako że popyt na Stirling okazał się ogromny, niedługo trzeba było czekać, żeby ponownie zawitała na scenę. Wkrótce też na sklepowe półki zawitał pierwszy jej krążek pt. „Lindsey Stirling”, który okazał się wielkim sukcesem nie tylko w Ameryce, ale i na całym świecie. W czym tkwi tajemnica popularności tej dziewczyny?
Po pierwsze: to oryginalny, ciekawy produkt. Nie obmyślili go marketingowcy, nie przygotował go sztab specjalistów, stworzyła go za to pomysłowa i wesoła dziewczyna, której udało się nie tylko w swoich kompozycjach połączyć różne gatunki muzyczne (od country, rock po gotyk i hip hop), ale i dotrzeć do publiki szerokim, szczerym i naturalnym uśmiechem. Po drugie: Stirling wbiła się w niszę. Zrobiła coś zupełnie nowego.
Wcześniej w dziedzinie popowych skrzypaczek znaliśmy włącznie Vanessę Mae, która już dawno odeszła w niepamięć. Trzecim zaś powodem popularności Stirling jest jej pomysł na siebie. Ta dziewczyna nie tylko świetnie wygląda i dobrze tańczy, ale potrafi się zgrabnie bawić konwencjami, przenosząc nas w swoich klipach do światów fantastycznych i nawiązując muzyką do twórczości Tolkiena i jemu podobnych.
Warto wspomnieć przy okazji, że w sklepach zadebiutował właśnie całkiem świeży album Stirling pt. "Shatter Me". Utalentowana skrzypaczka w ramach jego promocji wybiera się w europejską trasę. Odwiedzi również Polskę. Jej kolorowe show odbędzie się 13 października na warszawskim Torwarze. Bilety można nabyć w cenie 120 zł (płyta)/130 zł (sektory - miejsca siedzące), a potem… czekać na dobrą zabawę. Taką trochę nie z tego świata.