2013.09.16// D. Jędrzejewska
Czytanie klasyki sprawia, że czujemy się bardziej inteligentni. Gdy coś przeczytamy, z przyjemnością chwalimy się tym faktem na spotkaniach towarzyskich – w ten sposób dbamy o nasz niebanalny, intelektualny wizerunek. Gdy jednak to inni przy nas mówią o tytule, którego z kolei my nie czytaliśmy, trudno się do własnej niewiedzy przyznać. Szczególnie kiedy wspominane przez znajomych książki należą do tych „oczywistych”, do klasyki właśnie. „The Guardian” przygotował swego czasu listę książek, a propos których najczęściej kłamiemy, że je przeczytaliśmy, mimo że tego nie zrobiliśmy.
George Orwell i oko Wielkiego Brata
Ranking przygotowano w oparciu o preferencje anglojęzycznego czytelnika – do polskiej listy trzeba by dodać parę nazwisk (np. Stanisława Lema), a parę z niej wyrzucić (w Polsce chyba nikt się nie wstydzi, że nie czytał Harper Lee czy Tołstoja, których powieści za granicą są tytułami absolutnie obowiązkowymi). Mimo to parę tytułów pokrywa się także z polskimi preferencjami. Na szczycie listy „Guardiana” znalazła się słynna powieść George’a Orwella pt. „Rok 1984”. Swego czasu i u nas jej tytuł gościł na liście obowiązkowych lektur - dzisiaj tkwi w pamięci polskich czytelników, jako jedna z nielicznych książek, którą nie tylko warto przeczytać, ale którą należy przeczytać. Czyżby to strach przez Wielkim Bratem? (Przypomnijmy - Orwell po raz pierwszy wprowadził do kultury postać Wielkiego Brata).
Dlaczego wstyd się przyznać, że nie czytało się Orwella? „1984” ma wiele walorów – jest książką uniwersalną i ponadczasową. Traktuje o nadużyciach władzy przeciwko obywatelowi – leży więc na sercu również tym, którzy nie są obojętni na los społeczeństwa i państwa. Nie znając jej, przyznajemy się więc, że nie tylko jesteśmy ignorantami w dziedzinie czytelnictwa, ale i obojętne nam, jak bardzo państwo ingeruje w życie przeciętnego człowieka i że obecny system nam odpowiada. A to w poważnych, „dorosłych”, buntowniczych dyskusjach nigdy nie wygląda dobrze. Wśród tytułów wymienionych na liście „Guardiana” pojawia się również „Władca pierścieni” Tolkiena. Dlaczego nie sięgnąć po tę pozycję to zwyczajny obciach? Po pierwsze – to jedna z najsłynniejszych i najlepszych powieści fantasy, jaka kiedykolwiek została napisana. Wypadałoby więc przeczytać.
Władca Pierścieni - Tolkien czy Jackson?
Po drugie – każdy widział film oparty na sadze Tolkiena. Ten w kinach zadebiutował już dobrych lat temu – a my od tamtej pory zdążyliśmy go obejrzeć nie raz, nie dwa na komputerze, aż wreszcie w telewizji. Wszem i wobec głoszono, że to klasyka, że książka jest świetna, że nie wypada nie znać oryginału. Jak tu się zatem przyznać, że od czasów filmowej premiery, czyli od 2001 roku, nie udało nam się nadrobić tej zaległości? Przecież każdy inteligentny człowiek chciałby skonfrontować film z oryginałem, szczególnie gdy mowa o klasyce literatury – tak przynajmniej głosi obiegowa opinia. Tymczasem wielu z nas poprzestało na dziele Petera Jacksona, nie odnajdując w sobie na tyle determinacji, by przeczytać choć jeden tom właściwego twórcy – Tolkiena. Trochę siara, prawda?
Dziennikarze „Guardiana” umieścili na tej liście również „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego. U nas to również lektura obowiązkowa, która jakimś cudem utrzymała się jeszcze w kanonie. To książka uważana przez uczniów za jedną z tych „lepszych” – wszak nareszcie pisana „normalną” prozą i dotycząca uniwersalnego problemu – uczniowie często znudzeni martyrologicznymi, polskimi poetami, typu Mickiewicz czy Słowacki, z chęcią wypatrują czegoś „zwykłego”, „normalnej powieści”. Dodatkowo fakt, że każdy zna nazwisko Dostojewski, sprawia, że naprawdę trudno się przyznać do swojej ignorancji. Szczególnie w środowisku oczytanych i inteligentnych niełatwo wyznać, że ani za czasów szkolnych, ani znacznie później nie znaleźliśmy czasu na przeczytanie tej lektury, że dylematy Raskolnikowa są nam obce, a klasyka klasyk zupełnie obojętna.
Zbrodnia i kara - szkolna zaległość