2014.05.11// D. Jędrzejewska
Katy Perry to bez wątpienia atrakcyjna dziewczyna. Ma dorodne, ale smukłe kształty, wielkie, hipnotyzujące oczy i lśniące włosy. Jej jurna postać kipi od seksualności. Ale jednak w rankingach najpiękniejszych często wyprzedzają ją takie gwiazdy muzyki popularnej, jak Rihanna, Beyonce, Shakira, a nawet Miley Cyrus. Gdy wreszcie udało jej się ucapić jakiś tytuł (na przykład w 2013 roku magazyn „Men’s Health” uznał Perry za najseksowniejszą), z różnych stron podniosły się głosy oburzenia. Dlaczego? Czy tej pięknej, czarnowłosej dziewczynie czegoś brakuje? Na pewno nie finezji. A to być może ona przeszkadza innym traktować ją na serio.
Nie oszukujmy się – muzyka Katy Perry jest infantylna. Bazuje przeważnie na prostych, choć paradoksalnie nie zawsze łatwo wpadających w ucho melodiach i tanich chwytach pod publiczkę.
Wokalistka regularnie miażdżona jest przez krytykę za banał, płytkie efekciarstwo, brak charakteru. Wyjątkiem okazała się tu jej nowa płyta, „Prism”, która została uznana za pierwszy krok ku dojrzałości już nie tak młodziutkiej (bo zbliżającej się do trzydziestki) wokalistki.
Mówi się, że Perry jest wzrastają ikoną muzyki popularnej. Ale czy naprawdę będziemy za dziesięć lat potrafili zanucić wiele jej hitów z pamięci (np. tyle, co Madonny, a nawet Britney Spears), przywołać je bez wcześniejszego przygotowania?
W czym więc tkwi sukces kolorowej Perry. Po pierwsze: w wielkim, pierwszym hicie pt. „I Kissed a Girl”, którym w 2008 roku rytmiczną melodyjnością i małą prowokacją podbiła listy przebojów. Po drugie: w jej wizerunku, który jest jednocześnie zaletą i przekleństwem. Nie da się nie zwrócić uwagi na Perry. Na czerwonym dywanie i na scenie przeważnie pojawia się w totalnie odjechanych kostiumach niczym z komiksu. Jest efektowna, owszem. Ale jednocześnie trudno potraktować ją poważnie. Skutecznie bowiem infantylizuje swój wizerunek.
Wciskając się w kolorowe lateksowe kostiumiki, wielobarwne peruki, zakładając na głowę dziwaczne kapelusze, sprowadza swoją rolę na rynku muzycznym jedynie do postaci kolorowej papugi. Ta być może rzuca się w oczy, ale czy jest w stanie wygrać zawody, w której ocenia się jakość i ponadczasowość?
Wizerunkowo na tle Perry lepiej wypada jej nieokiełznana kumpela – Rihanna. Ta zanotowała już całą masę PR-owych wpadek, będąc krytykowaną za epatowanie seksualnością, niewybredne gesty czy kontrowersyjne, choć nie za mądre wypowiedzi. A jednak wokalistka z Barbadosu wydaje się bardziej naturalna w swoich poczynaniach. Dzika naprawdę, nie wykreowana na siłę, czego nie można powiedzieć o słodkiej i komiksowej Katy.
Na sztuczne kreacje i prowokacje sili się ostatnimi czasy Miley Cyrus – ma jednak dziewczyna szczęście. Prócz wielkich penisów, maksymalnie obcisłych i wyciętych body, proponuje dobrą, muzyczną rozrywkę. Jej hity da się nucić, a jej głosu da się słuchać. Perry muzykalne braki musi nadrabiać wizerunkiem.
Czyni go więc coraz bardziej bombastycznym i przekoloryzowanym. Wyruszając w najnowszą trasę koncertową, pochwaliła się imponującą kolekcją peruk oraz dziwacznych, fantazyjnych kostiumów jak z bajki. Tworzyli je najwięksi projektanci mody, jak Alexis Mabille, Fausto Puglisi, Nicolas Jebran, Roberto Cavalli i Valentino. Obecnie barwna wokalistka wydaje się więc mocnym graczem na rozrywkowej scenie. Jednak kolorowy balon, który sobie napompowała, niebezpiecznie się powiększa. Kiedy wybuchnie?