2015.06.11// D. Jędrzejewska
Kino katastroficzne największy renesans przeżywało w latach siedemdziesiątych. Wówczas powstała masa spektakularnych jak na tamte czasy widowisk, w których w atmosferze wybuchów i sypiącego się gruzu, bohaterowie musieli walczyć o przetrwanie. To wtedy na potęgę płonęły wieżowce, wybuchały samoloty czy wywracały się do góry dnem wycieczkowe statki. W tamtych czasach nakręcić film katastroficzny wcale nie było łatwo – dzisiaj nowoczesna technologia CGI daje o wiele większe możliwości. Nic dziwnego, że kino katastroficzne wraca do łask. I to z wielkim hukiem.
"San Andreas"
W latach siedemdziesiątych powstały takie hity, jak: „Płonący wieżowiec” z Paulem Newmanem, „Tragedia Posejdona” z Genem Hackmanem, „Port lotniczy ‘75” z Charltonem Hestonem czy „Skrzyżowanie Kassandra” z Martinem Sheenem i Sofią Loren. Ówczesna technologia nie dawała możliwości odwzorowania spektakularnych wizji katastrofy, dlatego scenariusze do powstających w tym czasie filmów skupiały się przede wszystkim na mnożeniu wątków, opisywania losów poszczególnych bohaterów i dopiero w ostatniej kolejności wrzucania ich w wir wydarzeń. Dzisiaj, choć schemat ten jako tako został zachowany, kino może więcej. W pewnym momencie zawsze spycha bohatera na dalszy plan, czyni go wyłącznie pretekstem, by móc pochwalić się swoimi ogromnymi możliwościami w zakresie wybuchów i wizji destrukcji. Tradycję „pięknej rozwałki” zapoczątkował swego czasu „Titanic” Camerona, pokazując z godną podziwu drobiazgowością jak można rozwalić, zniszczyć, zgładzić każde poszczególne pomieszczenie wielkiego statku.
"Płonący wieżowiec"
Dzisiaj na arenę wkracza kino katastroficzne nowej generacji. Najnowszym jego przedstawicielem jest właśnie wyświetlany w kinach „San Andreas” z główną rolą Dwayne’a Johnsona. Rzecz dotyczy wielkiego trzęsienia ziemi, które nawiedza Kalifornię. Zdesperowany ojciec-pilot poszukuje w tym gigantycznym chaosie swojej córki.
„San Andreas” nawiązuje do osobnego podgatunku filmów katastroficznych, czyli widowisk dotyczących klęsk żywiołowych. Jedną z głośniejszych w ostatnich latach tego typu produkcją było „Niemożliwe” z 2012 roku z głównymi rolami Ewana McGregora i Naomi Watts.
"Tunel"
Swego czasu bardzo popularnym typem filmów w takiej konwencji były produkcje „wulkaniczne”. Przypomnijmy sobie choćby „Górę Dantego” z Piercem Brosnanem i Lindą Hamilton (1997) czy „Wulkan” z Tommym Lee Jonesem (1997). Świetnym tematem na film jest również tornado („Twister”, 1996), sztorm („Sztorm, 1996), powódź („Powódź”, 1998) lub plaga („Rój” 1978). Dobrze sprawdzają się też spadające asteroidy („Armageddon”, 1998), meteory („Meteor”, 1979), katastrofy totalne („Pojutrze”, 2004, „2012”, 2009) lub katastrofy w skali mikro (wspominany „Płonący wieżowiec” lub „Tunel” z Sylvestrem Stallone). Piękny przykład katastrofy fantastycznej stanowią także wszystkie filmy o „Godzilli” (w tym oczywiście najnowszy i najbardziej spektakularny), a także o ataku kosmitów, jak „Dzień niepodległości”, którego kolejna, z pewnością jeszcze bardziej widowiskowa część już wkrótce trafi na ekrany.
"Niemożliwe"
Katastrofa, która rozgrywa się w śnieżnym otoczeniu wysokich gór to również świetny temat na film. I choć powstała już imponująca liczba filmów pt. „Lawina”, pomysł okazuje się niewyczerpany. Już wkrótce, bo w połowie września zadebiutuje w kinach film „Everst” z gwiazdorską obsadą.
Występują w nim: Jason Clarke, Josh Brolin, Jake Gyllenhaal, Sam Worthington, Keira Knightley, Robin Wright czy John Hawkes. Rzecz relacjonuje prawdziwe wydarzenia z 1996 roku, kiedy to podczas wspinaczki na najwyższy szczyt świata członkowie kilku ekspedycji stawiają czoło potężnej burzy śnieżnej.
"Everest"
Wydaje się, że to najlepszy czas dla filmów katastroficznych, tak jak dla widowiskowego kina science-fiction, produkcji superbohaterskich i gigantycznych potworów. Jednak to właśnie kino katastrofy daje ogromne pole do popisu nie tylko w dziedzinie efektów specjalnych, ale i ukazywania realnych, namacalnych i prawdziwych dramatów ludzkich oraz wzorców zachowań w obliczu klęski. Jak skorzystają z tego współcześni filmowcy? Poczekamy, zobaczymy, przetrwamy. Jak zwykle.