Jennifer Lawrence i jej nagie fotki. Skandal?

Internet bywa dla słynnych gwiazd bezlitosny. Wczoraj mieliśmy tego najlepszy dowód. Gdy nagie i niezbyt wybredne fotki Jennifer Lawrence obiegły internet, internauci rozgrzali się do czerwoności. Tysiące komentarzy, różnorodne reakcje, aktywna wymiana linków, ogólne poruszenie – w ten oględny sposób można określić to, co działo wczoraj od rana. Do feralnego zajścia doszło w niedzielę wieczorem. Wtedy to bowiem pewien wykradł masę zdjęć z iCloud, czyli sieciowej usługi firmy Apple, z której korzystają użytkownicy m.in. iPhone'ów i iPadów, a część z nich opublikował w sieci. Na początek najbardziej oberwało się Jennifer Lawrence – internetowy prześladowca wrzucił do internetu całą serię jej mocno wstydliwych zdjęć. Prócz oscarowej aktorki na fotkach możemy dojrzeć też Kate Upton czy Kirsten Dunst. To jednak ponoć nie koniec. Anonimowy sprawca zakomunikował, że skradł z chmury znacznie więcej zakazanego materiału. Na liście celebrytów, których obsceniczne selfie uzyskał, znajduję się ponad 100 nazwisk znanych nie tylko z kina, ale i z telewizji, muzyki czy mody. Wśród nich znalazły się choćby Kim Kardashian, Amber Heard, Teresa Palmer, Candice Swanepoel, Joanna Krupa, Cara Delevigne, Selena Gomez, Avril Lavigne, Mary-Kate Olsen, a nawet piłkarka Hope Solo. Do rąk hakera (lub hakerów) wpadły również bardzo intymne filmiki, w tym nagranie, na którym Lawrence uprawia seks oralny. Na taką skalę dotychczas nie zadziałał jeszcze żaden internetowy stręczyciel gwiazd. Fotki nagiej Lawrence wzbudziły wśród internautów wiele emocji. Nie są to przecież wymuskane, wystylizowane i podkręcone photopsopem zdjęcia. To typowe selfies, trochę niezdarne, na niewybrednym tle, bez makijażu, bez wyszukanej fryzury, odsłaniające wszystkie naturalne elementy ciała – czy to zaokrąglenie brzuszka, czy inne wypukłości i przebarwienia.
Oglądając je, każdy w miarę przyzwoity internauta obleje się rumieńcem. Faktycznie są one bardzo osobiste, odsłaniają to, co miało nie dotrzeć do oczu postronnych, tymczasem zobaczył je cały świat. Cały świat wszedł do sypialni Jennifer Lawrence. I co z tego wynikło? Skandal! Okrzyknęły jednym chórem media. I owszem, skandalem można nazwać zachowanie hakera, który bez skrupułów naruszył prywatność młodej aktorki i szeregu innych gwiazd, traktując te kobiety jak przedmiot, nie zwracając uwagę na skalę wstydu, pokrzywdzenia, nie bacząc na prywatność. Oczywiście z tego typu zjawiskiem spotykamy się na co dzień, choćby w postaci działań nachalnych paparazzich, którzy gdyby tylko otrzymali szansę, wspięliby się do okna gwiazdy i zrobili jej zdjęcia w najbardziej intymnej sytuacji z możliwych. Czy jednak robienie nagich fotek samemu sobie jest na tyle skandaliczne, żeby czuć oburzenie? Pośród oskarżycielskich głosów internautów, którzy Lawrence w najłagodniejszej z form nazywają „nieprzyzwoitą”, pojawia się również głos obronny. To normalne! Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który w zaciszu własnego domu nie robi rzeczy wstydliwych i głupich.
Nagie, niewybredne zdjęcia Lawrence udowodniły, że jest ona jedną z nas. Jest zwykłą, młodą dziewczyną, przejętą swoim ciałem i swoją seksualnością, a na dodatek szukającą aprobaty w obiektywie. Dla niektórych skandalem nie będą jednak ani piersi gwiazdy, ani zachowanie hakera, a skrajna nieodpowiedzialność masy celebrytek, zachęcająca je do trzymania intymnych fotografii w chmurze, czyli sieciowym dysku, z którym telefon lub komputer łączy się przez internet. Przypomnijmy, że ze „skandalem” dotyczącym kradzieży nagich fotek gwiazdy mieliśmy do czynienia parę lat temu, kiedy ofiarą hakera została między innymi Scarlett Johansson. Wówczas za tym zdarzeniem stał 35-letni mieszkaniec Florydy, Christopher Chaney, który włamał się do skrzynek mailowych około 50 znanych osób. Prócz Johansson z prywatności odarł między innymi Milę Kunis i Christinę Aguilerę. Mężczyznę skazano na 10 lat więzienia. Scarlett po całym zajściu w ten sposób wypowiadała się na temat wstydliwych fotek: „Czułam się okropnie, moja prywatność została bezpowrotnie naruszona. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy bezbronni, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy ktoś może po prostu włamać się do naszego telefonu czy komputera (…)Te zdjęcia to nie było porno. Nie czuję się upokorzona całą sprawą. Wiem, że to moje najlepsze kształty”. Prawdopodobnie gorzej niż Johansson czuje się dzisiaj Lawrence, której zdjęcia są znacznie mocniejsze i odważniejsze niż koleżanki po fachu. Jej prywatność stanęła na świeczniku, zaś jej ciało stało się jak nigdy obiektem powszechnego zainteresowania. Kto jednak tak naprawdę powinien się wstydzić? Ona sama, haker, a może my wszyscy, którzy przeglądamy te fotki z wypiekami na twarzy?