Jennifer Connelly - dobra aktorka bez powołania

Jennifer Connelly to już prawdziwa weteranka kina. Mimo to wciąż wydaje się świeża. Nie przejedliśmy się nią na tyle, by się znudzić jej osobą. Fakt ten jednak udowadnia, że Connelly nie rozpieszcza nas częstotliwością grania w dużych produkcjach. Do dziś funkcjonuje gdzieś na obrzeżach Hollywood, choć i tak, przyznać należy, dorobiła się sporych i imponujących osiągnięć. Nic dziwnego - ta czarnowłosa aktorka już w wieku młodzieńczym mogła się pochwalić interesującą filmografią. Wydaje się, ze dzisiaj znowu przyśpiesza tempo i jeszcze o niej nie raz usłyszymy. Connelly nie jest aktorką z powołania. Owszem, do filmu trafiła już jako czternastolatka i mimo że była to głośna, arcyważna i doceniona produkcja („Dawno temu w Ameryce” Sergio Leone), młoda dziewczyna u progu kariery nie wiedziała jeszcze, co z tym faktem zrobić. Wszystko toczyło się samoistnie, a świeża i bardzo urodziwa Connelly angażowała się raczej w młodzieżowe produkcje, melodramaty czy filmy klasy B.
Wymienić tu można „Siedem minut w niebie”, „Niektóre dziewczyny”, „Człowiek rakieta”, „Życie na gorąco” czy „Abbottowie prawdziwi”. Jakiś czas potem aktorka oświadczy w wywiadach, że wcale nie miała zamiaru zostać aktorką, a role przyjmowała raczej pod wpływem innych. Świadomą decyzję o karierze aktorskiej podjęła znacznie później.
Przełomowym momentem okazał się rok 2000. Wtedy Connelly zagrała najpierw w dramacie z Edem Harrisem pt. „Przebudzenie miłości” (oryginalny tytuł „Walking the Dead”), a potem trafiła do produkcji Darrena Aronofsky’ego pt. „Requiem dla snu”. Przejmująca, a nawet szokująca rola narkomanki u boku Jareda Leto zwróciła na nią uwagę krytyków oraz widzów i wryła się w pamięci każdego szanującego się kinomana. Film zapisał się w historii kinematografii, zapisała się również Connelly, która tutaj pokazała się z ekstremalnie innej strony niż dotychczas. To było jednak trzynaście lat temu. Jak dalej układała się kariera tejże obiecującej aktorki o intrygującej powierzchowności? Już rok później zobaczyliśmy ja w słynnym „Pięknym umyśle” z Russellem Crowem, gdzie za rolę żony geniusza zgarnęła Oscara.
Potem zwolniła, pojawiając się w produkcjach mniej ambitnych i skierowanych do masowego odbiorcy. Zagrała w komiksowym „Hulku” z Ericiem Baną oraz w horrorze „Dark Water – fatum”. Nie poprzestała jednak na tego typu kinie, znów wkraczając na wyższe tony. „Krwawy diament” z Leonardem DiCaprio okazał się strzałem w dziesiątkę, „Małe dzieci” z Kate Winslet dobrym melodramatem na poziomie. Jennifer dalej wybierała różnorodne role, grając na przykład w komedii romantycznej „Kobiety pragną bardziej”, by potem wystąpić w science-fiction pt. „Dzień, w którym zatrzymała się ziemia”. A co dalej? Już w tym roku powinniśmy zobaczyć ją w dwóch ciekawych produkcjach – „Winter’s Tale” w reżyserii Akivy Goldsmana z Russellem Crowem (znowu!) i Colinem Farrellem, a także w „Suck in Love” z Lily Collins. 2014 rok być może przyniesie kolejny przełom w jej karierze. Wtedy na ekranach zadebiutuje bowiem nowy film Aronofsky’ego, gdzie Connelly znowu zagra jedną z głównych ról. Tym razem tematyka filmu będzie jednak zupełnie inna. „Noah” cofnie nas do czasów biblijnych, a w tytułowej roli ponownie zobaczymy tu Rusella Crowe’a. Zapowiada się smakowicie, a przynajmniej interesująco.