2012.01.25// D. Jędrzejewska
Już od dzieciństwa Jean-Claude Van Damme miał ogromne ambicje. Był chudym i ciapowatym chłopcem – nie oglądały się za nim dziewczyny, rówieśnicy drwili ze słabszego kolegi, a on nie mógł znieść takiego stanu rzeczy. Za wszelką cenę chciał być lepszy, jeśli nie najlepszy. Zaczął trenować w wieku 11 lat, karate okazało się dobrym sposobem na wyrobienie siły, sprawności i kondycji. Trzy lata później młody Jean zapisał się na kurs tańca towarzyskiego, by potem zacząć uczyć się baletu. Poświęcił mu pięć lat – dziś przyznaje, że to jeden z najtrudniejszych sportów.
Będąc młodym i zdyscyplinowanym młodzieńcem, przyszły aktor zacząć osiągać niemałe sukcesy. Brał udział w turniejach karate i szło mu niezwykle dobrze. W 1978 roku został mistrzem Europy w wadze średniej, a potem wywalczył tytuł mistrza Belgii. Już wtedy potrafił kopnąć z wyskoku z obrotem 360 stopni czy wykonać idealny szpagat. Zarabiał siedem tysięcy tygodniowo, a dzięki temu udało mu się otworzyć własny biznes.
Klub sportowy „California Gym” był ówcześnie największym w Belgii. Mimo dobrze zapowiadającej się kariery w sporcie, młody Jean marzył o kinie. Grał nawet epizodyczne role w produkcjach europejskich, jednak wciąż było mu mało. Chciał być wielki. Wbrew niezadowoleniu ojca postanowił wyjechać do USA.
Na początku było bardzo ciężko. Przyszły aktor chwytał się wielu prac, chociaż nie znał angielskiego, nie miał również pozwolenia, dającego mu możliwość legalnego zarobku. Rozwoził wiec pizzę, był ochroniarzem i masażystą. Nie zaniedbywał jednak sportu – wciąż ćwiczył, nie tracąc formy. Zaczął grywać w niskobudżetowych produkcjach, ale mało kto je oglądał, nie były tego warte. Szczęśliwie przyszło mu się w końcu spotkać z Menahemem Golanem, producentem filmów akcji. To właśnie on dał młodzieńcowi szansę zaistnienia i zaangażował go do głównej roli w „Krwawym sporcie”.
Wtedy wszystko się zaczęło – o takiej karierze marzył Jean, już wtedy Van Damme (od damage" - "niszczyć" i "damn" - "cholerny").
Widzom spodobał się zagraniczny aktor w roli wojownika. W stronę Van Damme’a posypały się kolejne propozycje. „Czarny orzeł”, „Kickboxer”, „Cyborg”, „Podwójne uderzenie” czy „Uniwersalny żołnierz” ustanowiły go gwiazdą filmów akcji na równi ze Stallonem i Schwarzeneggerem.
Zdecydowanie bardziej niż oni, Van Damme przypadł do gustu kobietom. Miał szlachetniejszą twarz i szlachetniejsze ruchy – wszak długie lata ćwiczył balet. Kolejne lata przyniosły role w: „Uciec, ale dokąd?”, „Nieuchwytnym celu” czy „Strażnikiem czasu”. Van Damme, także w Polsce, stał się królem VHSów i wypożyczalni video.
Po 1998 roku przyszedł gorszy czas dla Van Damme’a. Widz stał się bardziej wymagający, a niestety filmy, w których grywał słynny kickboxer miały coraz niższy, coraz bardziej głupkowaty poziom. Aktor przestał być na topie, traktowano go raczej z pobłażliwym uśmiechem. Chwila triumfu przyszła w roku 2008, kiedy krytykom spodobała się rola Van Damme’a w komedii sensacyjnej „JCVD”. Aktor wcielił się w filmie w rolę samego siebie, a widzowie uznali, że to całkiem zabawne. Już niedługo zobaczymy go także w kolejnej części „Niezniszczalnych”.
Mimo ogromnego kultu ciała, bliskiemu Van Damme’owi, zaliczył on słabszy moment w swoim życiu. W połowie lat 90. aktor uzależnił się od kokainy, na którą potrafił wydawać nawet 10 tysięcy dolarów tygodniowo. Potem przyszła ciężka depresja. Kto jednak, jak nie Van Damme, którego życiorys wskazuje na ogromną siłę woli i determinację, miałby pokonać nałóg i wyjść na prostą? Dzisiaj słynny aktor kina walki nadal jest w świetnej kondycji. Trenuje kilka razy w tygodniu, z jego brzucha nie zniknął sześciopak – mimo że jego ciało ma już ponad 50 lat. Brawo!