2014.08.05// D. Jędrzejewska
Niektórzy mogliby go uznać za nudziarza. Jason Mraz nie należy do artystów z autodestrukcyjnymi skłonnościami. To autentyczny weganin z silną potrzebą dbania o siebie. Na co dzień preferuje surowe jedzenie, ma nawet udziały w jednej z wegańskich restauracji w Los Angeles. Jest również właścicielem farmy awokado. Regularnie dba o swoją kondycję, a do ulubionych aktywności fizycznych zalicza jogę. Nuda? A może wręcz przeciwnie? Może to właśnie takich ludzi brakuje najbardziej w artystycznym środowisku?
Jason Mraz jest nie tylko rewelacyjnym muzykiem i dwukrotnym laureatem nagrody Grammy. To człowiek, który lubi walczyć dla dobra sprawy. Znamy go również jako filantropa zaangażowanego w zwalczanie społecznych niesprawiedliwości, wspierającego mniejszości seksualne i oczywiście prawa zwierząt. Był nawet na misji humanitarnej w Ghanie, a potem założył własną fundację zajmującej się dyskryminacją oraz ekologią. Poza muzyką ma również wiele innych pasji. Jedną z naczelnych jest fotografia. Kocha również jazdę na rowerze.
Warto wspomnieć, że dziadek wokalisty pochodził z Czech. Do Ameryki wyjechał, mając nadzieję na lepsze życie. Licząc na to samo, Jason Mraz porzucił studia i wyjechał do Kalifornii. Wcześniej mieszkał w małej miejscowości Mechanicsville w stanie Wirginia, gdzie zdarzało mu się wykonywać różne zawody. Był między listonoszem, woźnym w podstawówce czy asystentem kierownika. Mimo to nieustannie odczuwał potrzebę tworzenia muzyki. Komponował i pisał teksty.
Teraz mówi, że nawet gdyby mu się nie udało, próbowałby swoich szans aż do dziś. Mraz ma zaczął się kształcić kierunku teatru muzycznego w Nowym Jorku, w American Musical And Dramatic Academy. Nie chciał jednak być aktorem. Najbardziej pociągała go gitara, na której nauczył się grać, włócząc się po Central Parku i zgłębiając wiedzę od okolicznych grajków.
Podobnie do wielu muzyków karierę rozpoczął, grając po knajpach i kawiarniach. Jego głównym miejscem było "Java Joe's”, gdzie wyjątkowo zaskarbił sobie względy publiczności. Na jego występach sala była zazwyczaj pełna, więc właściciel knajpy, nie zastanawiając się długo, wynajął go z półrocznym wyprzedzeniem. Pozwolił mu również sypiać w lokalu.
Wspomnieniem tamtych czasów jest dzisiaj koncertowy krążek pt."Live at Java Joe's". Z czasem talent Mraza dostrzegł przedstawiciel wytwórni płytowej i zaproponował mu kontrakt. I się potoczyło. Cztery płyty: „Waiting For My Rocket To Come", "Mr. A–Z", "We Sing. We Dance. We Steal Things.", "Love Is A Four Letter Word" przyniosły mu światowy rozgłos, pieniądze i spełnienie.
Teraz Mraz wrócił z nowym krążkiem. Album pod ekstatycznym tytułem "Yes!” miał swoją premierę 14 lipca 2014 r. Mraz w ten sposób się tłumaczy z całej filozofii krążka:
To słowo jest startem dla kreatywności, pozwala jej się pojawić. »Tak« oznacza też miłość. Daje nam życie. Wszyscy jesteśmy tutaj, bo kiedyś dwie osoby powiedziały »Tak«”. Płyta powstała w Kalifornii, a wokalista nagrał ją wraz z zespołem Raining Jane, który tworzą jego przyjaciółki z Los Angeles. Świat również jest na „tak” – trudno nie lubić takich artystów. Od Mraza bije pozytywna energia, świadomość, radość. Dzieli się tymi emocjami właśnie w muzyce, a one z całą mocą udzielają się jego słuchaczom. To najlepsza z możliwych terapia na smutki.