2015.11.17// D. Jędrzejewska
Steven Spielberg nie tak dawno zabrał głos w dyskusji o tak zwanym kinie superbohaterskim. Był przy tym bardzo sceptyczny. Uznał bowiem, że już wkrótce moda na filmowych superbohaterów przeminie. Nie zrobi tego jednak po cichu, ale spektakularnie. Nadejdzie rok, w którym kilka, może nawet pół tuzina wysokobudżetowych widowisk okaże się katastrofalną klapą. Za przykład innej mody, która wyparowała z wielkim hukiem, podał westerny. Spielberg stwierdził też, że już wkrótce fala nowych młodych filmowców przejmie ster, proponując inny gatunek, który równie co adaptacje komiksowe przykuje naszą uwagę.
W wypowiedziach wielu filmowców czy aktorów da się dostrzec zmęczenie kinem superbohaterskim. Wymieńmy choćby Jasona Stathama, wielkiego gwiazdora kina akcji, który do superbohaterów podchodzi z pogardą: „Mógłbym przebrać swoją babcię w pelerynę, postawić ją na green screenie, a nikt nie zauważyłby w scenach akcji różnicy, bo całą robotę odwaliliby za nią kaskaderzy. Każdy mógłby tak grać. Oni polegają na kaskaderach, green screenie, CGI i 200-milionowych budżetach. To po prostu nie jest autentyczne.” – sam Statham wybiera kino, które polega przede wszystkim na sile własnych mięśni, nie komputera.
Po drugiej stronie barykady staje Chris Evans, odtwórca roli Kapitana Ameryki: „Uważam, że teraz, gdy technologia stała się tak zaawansowana, twórcy będą szukać innych filmów, aby ją wykorzystywać. Technologia udowodnia, że ludzie mogą zrobić wszystko – wprowadzić te wyraziste postacie, pokazać fantastyczne lokacje i fabuły – bez znaczenia, czy to filmy o superbohaterach czy po prostu fantasy. To będzie nadal się rozwijać.” Trudno dziwić się jego entuzjazmowi, wszak film, którego jest bohaterem – „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” – to jedna z cieplej ocenianych przez krytyków tego rodzaju historii.
Nic też dziwnego, że superbohaterskich filmów broni Zack Snyder, jeden z czołowych reżyserów w tym segmencie („Watchman:Strażnicy”, „Człowiek ze stali”, „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”). „To co kocham w tworzeniu uniwersum DC jest to, że Superman, Batman czy Wonder Woman mają ścisły związek z amerykańską mitologią. Tu chodzi o to, aby te postacie miały jakiś związek ze światem, w którym my żyjemy. A to, mam nadzieję, będzie ponadczasowe. To jest ponadczasowe. Ale nikt nie przewidzi, czego publiczność będzie chciała w przyszłości.
Dla mnie najważniejszy jest dramat tych bohaterów, ich człowieczeństwo. To są iście szekspirowskie postacie – Bruce Wayne i Clark Kent mają tę dramatyczną złożoność wbudowaną w swoją tożsamość.” – mówi. Czy zatem kino superbohaterskie to nie tylko czcza rozrywka i uczta dla oczu, ale okazja, by mówić o prawdziwych ludziach i problemach świata dzisiejszego? Owszem, mogłoby tak być, gdyby przy ich produkcji bardziej brano pod uwagę scenariusze, zamiast okazje, by nagrzmocić efektów i wybuchów.
Jak na razie zmasowany atak superbohaterów trwa, a plany w tym zakresie sięgają kilku lat wprzód. W tym roku na ekranie debiutowały między innymi: nowi „Avengersi”, „Ant-Man” czy „Fantastyczna czwórka”. W przyszły roku w kinach zagoszczą: „Deadpool”, „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”, „Captain America: Civil War”, „X-Men: Apocalypse”, „Legion samobójców” i „Gambit”. Komiksowe uniwersum na ekranie wciąż się rozszerza. Prócz sztandarowych bohaterów, jak Batman czy Spider-Man, którzy zyskują nowe tożsamości i twarze, kino superbohaterskie stara się eksperymentować. Bywa brutalniejsze niż do tej pory (zapowiadany „Deadpool”), mniej jednoznaczne („Legion Samobójców”), albo wręcz przeciwnie – bardziej zabawne i zdystansowane („Ant-Man”, „Strażnicy Galaktyki”). Przed nami kolejne komiksowe rewolucje, jak np. pierwszy film w nowej epoce kina, którego główną bohaterką będzie kobieta, Wonder Woman (2017).
Proroctwo Spielberga wydaje się więc na razie abstrakcją. Wiadomo jedno – filmy o superbohaterach muszą się zmieniać, by zaspokajać wciąż rosnące oczekiwania widza, zachowując jednocześnie wiarygodność. To kino, które nie może, nie ma prawa przynudzać – jednak sama efektowność nie jest dzisiaj gwarancją sukcesu. Ona bowiem już bywa nudna.
Zwrot ku kinu subtelnemu, festiwalowemu, kameralnemu, który obserwujemy na drugim biegunie blockbusterów pokazuje, że widzowie potrzebują nie tylko superbohaterów, ale bohaterów z krwi i kości. Nieważne, czy będą oni wyposażeni w supermoce. Ważne, by mieli prawdziwe emocje.