2011.10.23// D. Jędrzejewska
Kiedy Robert E. Howard postawił ostatnią kropkę w pierwszej części przygód mięśniaka Conana, zapewne nie spodziewał się rozmiarów popularności, jaką osiągnie jego bohater. Conan bowiem, wyszedł z kart literatury i trafił do ogólnie pojętej popkultury – już nie jako bohater literacki, ale ikona i symbol. Nie każdy musiał czytać książki Howarda, nie każdy też musiał oglądać pierwszą ekranizację jego twórczości, by wiedzieć, kim jest Conan, a nawet znać pierwszego odtwórcę jego roli.
Twarz (i muskuły) Arnolda Schwarzeneggera już na zawsze będą nam się kojarzyły z legendarnym Conanem z Cymerii. Film został nakręcony w 1982 roku, a jego reżyserem był John Milius. Inne osiągnięcia tegoż filmowca to przede wszystkim scenariusze do takich produkcji, jak: „Brudny Harry”, „Jeremiah Jonson”, „Polowanie na Czerwony Październik”.
Dziś jego „Conan” jest żelaznym klasykiem w dziedzinie heroic fantasy i mimo że to totalny B-klasowiec, nie można odmówić mu klimatu i specyficznego uroku. Drugą część Conana, tym razem Niszczyciela, dwa lata później wyreżyserował Richard Flescher. Stając za kamerą, miał już 68 lat, a ta produkcja miała być jego przedostatnią w filmowej karierze. Wcześniej nakręcił m.in. „Fantastyczną podróż”, „Tora!Tora!Tora!” czy „Amityville III: Demon”. Później już tylko „Czerwoną Sonię” – babski odpowiednik wojownika z Cymerii.
Czerwona Sonja
A my pokochaliśmy tę Czerwoną Sonję, mimo że film z jej udziałem nie reprezentował najwyższej jakości. Sama postać, podobnie jak Conan, została zainspirowana opowiadaniem Howarda, tyle że w tym przypadku twórcy filmu nieco ją przerobili. W literackim pierwowzorze rudowłosa wojowniczka posługiwała się rewolwerem, tutaj natomiast strzela z łuku i świetnie wymachuje mieczem. W rolę głównej bohaterki wcieliła się Brigitte Nielsen, którą później zobaczyliśmy w kilku produkcjach, m.in. w „Gliniarzu z Beverly Hills 2”. Media głoszą, że rudowłosa odpowiedniczka Conana ma znowu wrócić na ekrany. Jeszcze pod koniec zeszłego roku mówiło się, że jej „odnową” miał zająć się Robert Rodriguez. Pomysł niestety padł. Szczęśliwie przejął go Sam West („Lot skazańców”),choć obecnie więcej wiadomości na ten temat brak.
Ilustracja Franka Frazetty
Mówiąc o fenomenie Conana, nie sposób nie wspomnieć o ilustratorze książek, których był bohaterem. Fakt wart jest odnotowania, szczególnie że byli i tacy, którzy kolekcjonowali kieszonkowe „Conany” wyłącznie dla rysunków Franka Frazetty. Rysownik zasłynął dzięki charakterystycznemu stylowi, opływowym kształtom długowłosych fantastycznych piękności, muskularnym herosom i ziejących ogniem potworom. Jego rysunki pojawiały się na wielu okładkach książek pulpowych wydawnictw i posterach filmów z lat 60. I 70. Frank stanowił przy tym inspirację dla wielu twórców fantastyki. Jego fanami byli też m. in. George Lucas, Steven Spielberg czy Sylvester Stallone.
Ilustracje do Conana miał również swój wkład przy tworzeniu innej, ważnej postaci popkultury, czyli słynnego He-Mana. Wystarczy porównać obie postacie, by wyzbyć się wątpliwości. Wojownik walczący na potęgę posępnego czerepu ze złowrogim Szkieletorem, w Polsce zasłynął dzięki popularnemu filmowi animowanemu i do dziś wzbudza w co poniektórych westchnięcia nostalgii. W 1987 roku powstał nawet film na podstawie tejże kreskówki, z mięśniakiem Dolphem Lundgrenem i debiutującą Courteney Cox („Przyjaciele”) w rolach głównych. Nie zdobył jednak zawrotnej popularności.
He-man, nowa wersja Conana?
Niedawno do kin weszła nowa wersja Conana, tym razem w 3D. Za kamerą stanął Marcus Nispel („Teksańska Masakra piłą Mechaniczną”, „Piątek 13-go”), z kolei główną rolę zagrał Jason Momoa („Słoneczny patrol”, „Gra o tron”, „Gwiezdne Wrota: Atlantyda”).
Jeśli chodzi o centymetry w bicepsie nowego barbarzyńcy, podobieństwo względem pierwowzoru zostało zachowane. A jeśli by zapytać o wrażenia estetyczne? Tutaj zdania są już podzielone. Pozostaje zatem postawić pytanie - czy to my jesteśmy zbyt sentymentalni, czy to współczesne kino szwankuje?