2014.08.11// D. Jędrzejewska
Zemsta to temat nośny i mocno wyeksploatowany w amerykańskim kinie. Mimo to Jeremy Saulnier, młody, ambitny twórca, postanowił dorzucić do niego swoje trzy grosze. Na realizację „Blue Ruin” środki zebrał za pomocą portalu Kickstarter. Tu, zachwyceni pomysłem internauci, postanowili otworzyć portfele i wspomóc reżysera „z wizją”. Nie były to zmarnowane pieniądze. „Blue Ruin” okazał się strzałem w dziesiątkę – filmem oszczędnym, a mimo to zachwycającym. Entuzjazmu nie kryją zarówno krytycy (film dostał się do oficjalnej selekcji festiwalu w Cannes i zgarnął nagrodę krytyków), jak i widzowie. A wpływy przerosły najśmielsze oczekiwania.
Film już 22 sierpnia zagości na ekranach polskich kin. Za jego dystrybucję odpowiedzialny jest u nas Gutek Film, a Portal Banzaj.pl jest jego patronem medialnym. W czym tkwi sukces tejże produkcji?
Saulnier przyłożył się do swojego zadania i odrobił lekcje z amerykańskiego kina. „Blue Ruin” czerpie od najlepszych – czuć tu zarówno ducha Tarantino, jak i braci Coen, wymieszanych ze stylistyką krwawego kina Sama Peckinpaha.
Skojarzenia z westernem, czy stylowym kinem sensacyjnym z lat 70. również będą uzasadnione. Siłą „Blue Ruin” jest mądra inspiracja, ale nie papugowanie. Młody reżyser zaprawia miks motywów własnym pomysłem. Da się w opowiedzianej przez niego historii dostrzec ślady indywidualnego stylu i pasji.
Głównym bohaterem filmu jest Dwight Evans (w tej roli niepozorny Macon Blair). Bezdomny, który pomieszkuje na plaży w swoim starym, odrapanym samochodzie i prowadzi ekstremalnie wyalienowany tryb życia. Na własne życzenie. Wkrótce jednak jego smutna, ale ustabilizowana egzystencja, zostaje zakłócona. Gdy nasz zarośnięty bohater dowiaduje się, że morderca jego rodziców wychodzi na wolność, postanawia sam wymierzyć mu sprawiedliwość. Wraca też do domu z dzieciństwa, by chronić swoich bliskich przez okrutną zemstą. Zaczyna się polowanie i tryskająca posoką rzeź.
„Blue Ruin” w całości oparty jest na oszczędnych środkach. Twórcy budują napięcie zwięźle i konsekwentnie, krok po kroku, dążąc do okrutnego finału i konfrontacji dwóch wrogich sił. Gdy zaczynamy się łapać, o co chodzi w tej rozgrywce, wiemy, że czeka nas mocne zakończenie, tąpnięcie pełną parą. Konwencja filmu nie zakłada jednak spektakularnych pościgów, czy rozwlekłych strzelanin. Tutaj wszystko dzieje się po cichu, w sennej atmosferze oczekiwania na najgorsze. Już sama postać Dwighta jest „antysensacyjna”. Facet wygląda zupełnie niepozornie – jest wręcz delikatny, wycofany, wrażliwy, słaby. A mimo to sięga po broń, by zrobić swoje. W jego oczach wciąż widać przerażenie, a nawet panikę. Sam do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Pchany do przodu instynktem i gniewem, zemsty dokonuje drżącą, niepewną ręką.
Naprzeciw niego staje natomiast wrogi klan dziwacznej, niebezpiecznej rodziny. To brzydcy i przesiąknięci złem ludzie. Nie poznajemy jednak ich pełnej historii. Dwight też skrywa przed nami wiele tajemnic. Tym sposobem twórcy zachowują tajemnicę, pogłębiają napięcie, jeszcze mocniej angażują widza w seans, który wysila się i wytęża oczy oraz słuch, by zrozumieć lepiej intencje bohaterów. Szuka tropów, składa puzzle do kupy i bawi się przy tym świetnie.
„Blue Ruin” to rewelacyjna odskocznia od kina głośnego, zbyt szybkiego, by się połapać, nachalnego. Saulnier udowadnia, że widza można zaangażować, przerazić i potrzymać w napięciu bez ogromnego budżetu i udziału spektakularnych gwiazd. Film to absolutny mus na liście każdego fana dobrych, krwistych thrillerów. Takiej zemsty w kinach dawno nie było.
Zaciekawieni? Już dzisiaj możecie zdobyć wejściówki na dowolny seans filmu "Blue Ruin" w kinie Muranów (Warszawa) w dniach 26-28 sierpnia. Wystarczy wysłać do nas maila na adres konkurs@banzaj.pl z dopiskiem Blue Ruin.