2012.07.03// D. Jędrzejewska
Annie Leibovitz – to nazwisko, o którym słyszał niemalże każdy. Czołowa fotografka Stanów Zjednoczonych pracowała dla takich tytułów, jak „Rolling Stone” czy „Vanity Fair”, reportażystka, flirtująca z fotografią mody, twórczyni najlepszych w historii reklam (między innymi dla Louis Vuitton, Lavazzy czy Disneya). Zrobiła w swoim życiu całe masy zdjęć, które dzisiaj uznawane są jako jedne z najsłynniejszych fotografii zrobionych kiedykolwiek przez kogokolwiek. W swojej pracy jest niezwykle drobiazgowa, jest perfekcjonistką. Od swoich modeli wymaga wiele zaangażowania, ma nadzwyczajne pomysły, ujmuje w kadrach zarówno zdarzenia, chwile, jak i uczucia. To prawdziwy talent, połączony z niezwykłą wrażliwością.
Urodziła się w 1949 roku. Miała pięcioro rodzeństwa, a jej ojciec był podpułkownikiem amerykańskiej armii. Przez jego pracę rodzina Leibovitz musiała wciąż zmieniać miejsca zamieszkania i przenosić się z bazy do bazy. Siostra słynnej fotografki żartowała niegdyś, że patrząc tyle przez okno samochodu, nauczyły się odpowiednio kadrować. Leibovitz stosunkowo późno zajęła się fotografią, ale tuż po ukończeniu studiów została zatrudniona w „Rolling Stone”. Początkowo zajmowała się tam tematyką społeczną i fotografią reportażową. Była w tym świetna, bo miała odruch fotografowania dosłownie wszystkiego. Jaka sama mawia – „Wszystko jest przecież fotografią”. Szybko poznano się na jej talencie i kiedy wysłano ją na pierwszą sesję z Johnem Lennonem, to choć ona była zaskoczona, każdy wiedział, że doskonale sobie poradzi z wyzwaniem.
I tak też było. Poradziła sobie doskonale i od tamtej pory miała zostać naczelną fotografką czasopisma i robić dla niego świetne okładki. Ważnym momentem w życiu Leibovitz była trasa koncertowa „The Rollig Stones”, w którą wyruszyła z muzykami. Nie wiadomo, ile przez ten czas zrobiła zdjęć, bo fotografowała każde najmniejsze zdarzenia, otoczenie, przedmioty. Istnieją nawet zdjęcia Micka Jaggera w szpitalu, gdy zakładano mu szwy. Leibovitz doskonale wtopiła się w życie zespołu, jednak przypłaciła to poważnym uzależnieniem. Piła i ćpała z muzykami na umór, co zostało jej na dłużej, aż musiało skończyć się odwykiem.
Potem zatrudniła się w „Vanity Fair”, a tam jej zdjęcia również zachwycały. Przypomnijmy sobie choćby nagą, ciężarną Demi Moore, która pojawiła się na okładce jego z wydań. Tutaj zaczął również dojrzewać styl jej fotografii. Nie był już taki „nowojorski”, prosty, naturalny, ale zbliżał się coraz bardziej w stronę sztuki. Leibovitz zaczęła doceniać niecodzienne plenery i rekwizyty, na jej zdjęciach pojawiały się pola kukurydzy, stare samochody czy konie. Styl znowu uległ zmianie, kiedy prywatnie związała się ze słynną intelektualistką i pisarką Susan Sontag. Ta bowiem była prawdziwą „tęgą głową” – nieprzeciętnie inteligentna, nieprzeciętnie bystra i wnikliwa. Razem analizowały fotografie Leibovitz, Sontag chciała, by jej partnerka wróciła do reportażowego stylu.
W tym celu Annie pojechała do opanowanego wojną Sarajewa. Tutaj zmierzyła się ze śmiercią i po powrocie nic dla niej nie było już takie samo. Zaczęła dostrzegać pewne rzeczy w spojrzeniach swoich modeli, nie w pozach i w ich fizyczności. Uczucia wyrażone w oczach – to stało się dla niej najważniejsze do ujęcia na fotografii. Sontag zmarła na białaczkę – ale panie już w średnim wieku zdecydowały się na dzieci – syna i bliźniaki urodzone przez zastępczą matkę. Annie nie została sama.
Niedługo potem okazało się, że ma ona ogromne długi sięgające nawet 20 milionów dolarów. Zadłużenia wobec fiskusa, przeinwestowanie nieruchomości za granicą, zaległości wobec pracowników, a także intensywna pomoc finansowa rodzinie wplątały ją w niemałe kłopoty. Dziś już ma je za sobą. Nic dziwnego, jest przecież jedną z najbardziej utalentowanych fotografek świata.