2013.10.24// D. Jędrzejewska
Bohaterowie literaccy też potrafią się bawić. Bale, przyjęcia, imprezy, urodzinowe party to w literaturze z reguły niezapomniane sceny. Wino, śpiew, kobiety albo szaleństwo i groza – sprawny pisarz potrafi odzwierciedlić klimat świetnej zabawy, podszywając ją dodatkowo nutką niepokoju. Kto zatem organizował najlepsze imprezy w literaturze? Do kogo każdy z nas chętnie wybrałby się na jednego? Oto lista kilku niezapomnianych, literackich przyjęć.
Urodziny Bilbo Bagginsa we „Władcy Pierścieni”
Bilbo Baggins, przesympatyczny, zamożny i ekscentryczny hobbit, postanowił zorganizować huczną imprezę z okazji swoich 111 urodzin. Takiej imprezy Hobbiton jeszcze nie widział! Zaproszeni goście śmieją się, solidnie jedzą, dużo piją i żartują. Nie zabrakło tu również pokazu sztucznych ogni. Sam gospodarz właśnie tę wielką fetę wybiera na swój dzień odejścia z Shire, pozostawiając felerny pierścień swojemu krewnemu Frodowi. Odtąd rozpocznie się wielka przygoda.
Obłąkana herbatka w "Alicji w Krainie Czarów"
„Alicja w Krainie Czarów” Lewisa Carolla to jedna z najbardziej obłąkanych książek, która kiedykolwiek powstała. Nic dziwnego, że nie zabrakło tu również obłąkanego przyjęcia. Niby to tradycyjna angielska herbatka, nic niezwykłego, okropna nuda, a jednak szaleństwo goni tu szaleństwo. Obłąkana herbatka odbywa się w towarzystwie Szalonego Kapelusznika, Marcowego Zająca i Susła. Panowie zachowują się, jakby coś wyjarali. Alicja opuszcza imprezę zdegustowana nielogicznymi żartami swoich arcydziwacznych towarzyszy.
Bal u Wolanda w "Mistrzu i Małgorzacie"
Ta impreza swoją hucznością przebija nie tylko urodziny u Bilbo Bagginsa, ale chyba każdą literacką imprezę, która do tej pory została w literaturze opisana. Trudno się dziwić – wszak to bal u samego szatana! Małe mieszkanie na czas przyjęcia zamienia się w ogromne sale balowe, wypełnione tańcem, muzyką, a nawet skokami do basenu z szampanem. Gośćmi na balu są potępieńcy wychodzący z trumien, wszystkie kobiety, które bal odwiedzają, są zupełnie nagusieńkie, a toasty wznosi się tu krwią. To dopiero bania!
Sobotnie imprezy w „Wielkim Gatsbym”
Jay Gatsby to jeden z tych nieprzyzwoicie bogatych bohaterów literackich, którzy mimo swojej ogromnej fortuny nie potrafią zaznać szczęścia. Co sobotę organizuje wystawne przyjęcie – jest morze alkoholu, głośna, wspaniała muzyka, jest przepych, błyszczące stroje, orgiastyczna oprawa, jest oczywiście również masa gości. Nie ma jednak samego gospodarza. Niektórzy podejrzewają nawet, że mityczny Jay Gatsby nie istnieje. Tymczasem on kona z miłości. A te piękne imprezy są właśnie dla niej – rozpuszczonej, irytującej Daisy.
Przyjęcia w „Śniadaniu u Tiffany’ego"
Najlepszą organizatorką literackich imprez była jednak Holly ze „Śniadania u Tiffany’ego”. To tajemnicza kobieta, która wodzi za nos mężczyzn jak chce i kiedy chce, również na swoich bankietach. Filmowa realizacja jednej z imprez u Holly w ekranizacji książki to jedna z bardziej zapadających w pamięć scen, jakie zna kinematografia. Aby wypadła wiarygodnie, została nakręcona w samym środku prawdziwego bankietu.
Producenci w ciągu siedmiu dni zużyli ponad sto czterdzieści galonów herbaty i piwa imbirowego, sześćdziesiąt paczek papierosów, całą masę dipów i kanapek. Wydano również dwadzieścia tysięcy dolarów na pozostałe koszty produkcji, dzięki czemu te 13 minut imprezowej sceny, to jedna z najdroższych scen zabawy towarzyskiej w historii kina.