2014.05.27// D. Jędrzejewska
Powoli ku końcowi zmierza czwarty sezon „Gry o tron”. Emocje wzrastają, ciekawość ponownie rozgrzewa nas do czerwoności. A gdy zapadnie kurtyna, znowu trzeba będzie czekać. „Gra o tron” to bez żadnych wątpliwości najlepszy serial fantasy w historii telewizji. To produkcja, która wstrząsnęła światem i przyniosła nam, widzom, nową jakość telewizyjnych historii. Skąd ogromny fenomen tej serii? Czemu tak tłumnie go oglądamy, mimo że nie raz denerwujemy się na fabularne rozwiązania? Oto sześć najważniejszych powodów.
Fabuła
„Gra o tron” została stworzona na podstawie książek George'a R.R. Martina. Ten z kolei tylko w połowie wzorował się na fantastycznym dorobku kolegów po fachu.
Drugą inspirację stanowiła dla niego historia. Stworzona przez niego opowieść jest więc daleka od buchających fantastyką bajek nie do uwierzenia – jej siłą napędową nie są czary, magowie, elfy i inne stwory nie z tego świata. Najważniejszą rolę odgrywają tu twarde intrygi, polityczne rozgrywki i człowiek – łaknący władzy, słaby lub heroiczny, ale zawsze pełen wad i wątpliwości. „Gra o tron” wypełniona szekspirowskimi zwrotami akcji pozwala zanurzyć się w świat i historie do głębi wiarygodne, surowe, realne, bez nachalnej fantastyki, która choć brawurowo zagrania tło opowieści, nie narzuca się widzowi.
Wyraziste charaktery
Bohaterowie „Gry o tron” są wyraziści. Po pierwszym sezonie każdy z widzów z ogromu przeplatających się wątków wyłonił swoje sympatie i antypatie. Wiarygodność postaci i ich niejednoznaczność sprawia, że nie tylko im szczerze kibicujemy lub szczerze ich nienawidzimy, ale autentycznie zależy nam na ich losie. W realizacji przekonujących sylwetek postaci pomógł twórcom perfekcyjny casting – tutaj każdy aktor pasuje do swojej roli. W „Grze o tron” spotkaliśmy kilka znajomych twarzy (jak Sean Bean czy Peter Dinklage), w dużej mierze to jednak aktorzy świeży, dopiero rozpoczynający swoją karierę (Emilia Clarke, Kit Harington), co również przyczyniło się do zachowania ich wysokiej wiarygodności.
Przemoc i nagość
Od samego początku wiele emocji w „Grze o tron” wzbudza nieskrępowana nagość i bezkompromisowa przemoc. Ścinanie głów, tortury, bitwy, śmierć, palenie ludzi żywcem, egzekucje – wszystkie te elementy brutalnego świata są wiarygodnie wpisane w jego charakter. Nie mamy wrażenia, że obcujemy z scenariuszowymi zagraniami pod publiczkę. Podobnie jest z nagością, seksem, orgiami w burdelu czy kazirodczymi wątkami – dzięki sprawnemu warsztatowi George R.R. Maritna cały świat „Gry o tron”, ze wszystkimi elementami, nie tylko nas szokuje, ale jesteśmy skłonni w niego uwierzyć. Przemoc i seks dodają seansom dreszczyku emocji.
Piękne i twarde kobiety
„Gra o tron” to masa pięknych kobiet w obsadzie. Ich atutem nie jest jednak tylko uroda. George R.R. Martin postanowił przypisać kobietom ważne role i zrobił to wyjątkowo dobrze. Dlatego widzowie płci męskiej mogą nie tylko podziwiać na ekranie uroki pięknych dam, ale i rozkoszować się złożonością ich charakterów. Tym razem nie są to puste lalki i nietknięte księżniczki, ani twarde, ale mało wiarygodne heroski. To babki, do których czujemy respekt. Których moglibyśmy się bać. W których moglibyśmy się zakochać.
Śmierć
Śmierć głównych bohaterów to nieodłączny element „Gry o tron”. Trupy padają tu z zaskoczenia i o ile nie czytaliśmy książki, za każdym razem przyczyniają się do naszego głębokiego zdziwienia. Oglądając kolejne odcinki „Gry o tron” powoli oswajamy się z myślą, że nawet nasze ulubione postacie kiedyś zginą. Można by pomyśleć, że fabularne zabijanie bez skrupułów to wada scenariusza. W tym wypadku jest jednak zupełnie inaczej – wszechpotężna śmierć pasuje do świata „Gry o tron” i jeszcze mocniej kotłuje nasze emocje. Fabuła jest na tyle sprawnie poprowadzona, że kolejni umierający bohaterowie nie szkodzą jakości następnych epizodów.
Nowa jakość
„Gra o tron” to oczywiście mistrzostwo realizacji. Świat przedstawiony na małym ekranie bije na łeb i szyję niejedną produkcję kinową. Drobiazgowość w ukazywaniu realiów, bezbłędna charakteryzacja, niesamowite plenery, kostiumy i wnętrza przygotowane na bogato – wszystko to sprawia, że podczas seansów czujemy się jeszcze bardziej podkręceni. „Gra o tron” narzuciła telewizji zupełnie nową jakość. Można powiedzieć, że jesteśmy świadkami pewnego przełomu. Trudno będzie o następcę „Gry o tron”. Jakże więc moglibyśmy jej nie oglądać?